Myśl dnia: Odkryłam fenomen Walentynek! Dlaczego? Już tłumaczę. Jak każdy chyba zauważył celebrowanie Dnia Zakochanych zostało pogrupowane na dwa obozy: tych co je obchodzą i tych, którzy go nie obchodzą.
Ja do tej pory należałam do tej drugiej grupy. Po prostu rzygać mi się chciało jak widziałam te wszystkie serduszka, zakochane pary i róże rozdawane w centrach handlowych. 14 luty był jak dzień za karę. Ale w tym roku chyba bardzo zmieniłam podejście do pewnych spraw. Przede wszystkim nabrałam dużo dystansu do siebie i otaczającego mnie świata. Oczywiście nadal jestem nerwusem :), ale jeżeli sprawa nie dotyka mnie w sposób bezpośredni, to czym tu się do cholery przejmować. To bardzo zdrowe podejście jest jak błogosławieństwo dla układu nerwowego. Dlatego też Dzień Św. Walentego w tym roku postanowiłam potraktować jako miły sympatyczny czas, który bezpośrednio mnie nie dotyczy, ale już nie jest tak dobijający i nie smutny. Nie mam ochoty zrzędzić, marudzić i słuchać jakie to wszystko jest beznadziejne. Nie wkurzam się na cały świat, że nie mam nikogo, bo to tylko mój wybór, nie płaczę, że nie dostanę róży, bo przecież nikt nie jest do tego zobligowany, by mi ją kupować. A nawet jeśli będę ją chciała dostać to pójdę sobie do galerii albo odwiedzę znajomą kwiaciarnię hehe.
W każdym bądź razie życzę Wam byście się pozbyli tych gorzkim stereotypów i świętowali po swojemu ten sympatyczny dzień, bez żalu, płaczu i nerwów, albo go po prostu olali. Bo to taki sam dzień jak: lejek, prima aprilis, tłusty czwartek itp. choć dzielący społeczeństwo jak żadne inne święto....nie wiadomo dlaczego.
P. S. Zawsze w sumie możecie powiedzieć: KOCHAM SIEBIE! tak jak ja :) I tym optymistycznym akcentem pragnę życzyć Wam Wesołych Walentynek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz