czwartek, 14 listopada 2013

Takich ludzi potrzeba - Artur Kurasiński na Gali Biznesu zachwycił!

Tak! Tak! Tak! Takiego kogoś mi brakowało. O kogo chodzi? Zaraz się dowiecie. Właśnie wróciłam z Gali Biznesu z Kieleckiego Parku Technologicznego i jestem cała w skowronkach. Po ostatnich szkoleniach i doświadczeniu związanemu z organizacją różnych imprez czasem mam przekonanie, że nic mnie już nie zaskoczy i że nie potrafię już chłonąć wiedzy na szkoleniach. Zazwyczaj mój udział wiąże się z ocenianiem organizacji, zwracaniem uwagi na szczegóły oraz sprawdzaniem jak ludzie sobie radzą z wystąpieniami publicznymi. Owszem zawsze słucham przekazu, to chyba, że ktoś przynudza jak flaki z olejem. Ale tak jak mówiłam ciężko mnie po kilku latach uczęszczania na szkolenia zaskoczyć i nasycić mój apetyt. Na Galę Biznesu w KPT zdecydowałam się w ostatniej chwili zawalając kurs angielskiego :) Ale było warto! Dlaczego?

Tym razem udało się mnie zaskoczyć! Ostatni raz miałam takie motylki w brzuchu jak rozmawiałam z Jackiem Walkiewiczem. Czyli jakieś pół roku temu. Teraz zupełnym zaskoczeniem był dla mnie wykład Artura Kurasińskiego. W swoim ponad półgodzinnym monologu zawarł tyle treści i prawdy, że naprawdę zostałam zaskoczona! Przy okazji utarł nosa co poniektórym wyrażając po prostu swoje zdanie. Uwielbiam takich ludzi, świadomych, którzy nie boją się dzielić swoją wiedzą i mówić tego co myślą. Naprawdę poczułam motylki w brzuchu i dziękuję za to, że są jeszcze na świecie ludzie świadomi i mądrzy, a nie tylko kółka wzajemnej adoracji. Jestem tego kompletną przeciwniczką, gdyż jeśli kogoś nie lubię, to po prostu nie szukam kontaktu z daną osobą. A nie liżę po stopach, albo i nawet Piętach.
Ale wracając do tematu na zakończenie Gali odbył się występ saksofonisty, niestety nie wiem jak się nazywał, ale zagrał przepięknie. Nie wiem czy ja miłośniczka saksofonu uwielbiam każdego kto na nim gra, czy po prostu był sam w sobie tak rewelacyjny, ale w każdym bądź razie skradł moje serce.

Podsumowując bardzo się cieszę, że jednak zdecydowałam się iść na finał konkursu. Tym bardziej, że po części oficjalnej wraz ze znajomymi odbyliśmy długą rozmowę z Arturem Kurasińskim, która była równie motywująca i podnosząca na duchu jak prezentacja. Fajnie mieć możliwość poznawania takich ludzi.

Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na rolę Małgosi z Parku, która według mnie spisała się na 100% jako organizator. Reagowała od razu: przynosiła wodę, poprawiała pozycje do zdjęć, ogólnie dbała o każdy szczegół. Tego zazwyczaj ludzie nie widzą, a to jest właśnie moje zboczenie - ten cień, który pilnuje, by wszystko było na dobrym poziomie. Na koniec gratuluję zwycięzcom oraz innym uczestnikom, którzy brali udział w konkursie za odwagę i chęci do działania.


Zdjęcia za uprzejmością KPT.

wtorek, 5 listopada 2013

Praca z ludźmi, czyli jak się najłatwiej wykończyć psychicznie

Czym się różni praca  księgowej od przedstawiciela handlowego? Ta pierwsza nie musi się uganiać z ludźmi.
Kto ma lepiej? No oczywiście, że księgowa :)
Ale kto ma nieprzewidzianie i spontanicznie? Jasne, że przedstawiciel.

Praca z ludźmi jest według mnie najtrudniejszą na świecie. Nieważne czy sprzedajesz jajka na bazarach, czy garnitury w eleganckim salonie. Czy prowadzisz leczenie uzależnień czy warsztaty motywujące. Po prostu zawsze może się coś przydarzyć, co zaskoczy Cię nawet po 20 latach wykonywania zawodu. Praca z ludźmi jest naprawdę nieprzewidywalna. Bo skąd wiesz, że zaraz nie wpadnie jakiś wariat i nie zacznie śpiewać serenad? Wszystko się może zdarzyć!

Zauważyłam również, że ludzie mają tendencję do opowiadania o sobie, swoim życiu i historiach nawet bardzo prywatnych. W większości chcą się wygadać, bo czują się samotni. Ale czasem po prostu są takimi egocentrykami, że naprawdę myślą, że mnie interesuje w jakim proszku piorą skarpetki i jak ich mama nie mogła przełknąć skóry od chleba i się zadławiła. Otóż chciałam Wam powiedzieć, że naprawdę mnie to z całego serca nie obchodzi. :) Tak, naprawdę!

Pół biedy jeśli ktoś naprawdę chce ode mnie jakiejś rady albo mówi, żeby powiedzieć mi właśnie bardzo ważną wiadomość. Już gorzej jeśli nawija, nawija i choć widzi moje na odwal się potakiwanie: "Yhy, yhy" mówi dalej, kończąc za jakiś czas swoje mało interesujące monologi . Ale najgorsi są tacy, którzy przychodzą z różnego rodzaju problemami, ja nie mogę im pomóc a spuszczają się nade mną, bo mieli zły dzień. Albo Ci którzy widzą, że to co mówią mnie nic a nic nie obchodzi, co lepsze kolejka się tworzy a oni  nie widzą świata dookoła i paplają dalej. I mają gdzieś, oni są pępkiem wszechświata i nie dociera do nich to co mówię. Więc z rodzajów trucicieli to tyle. Najlepszym sposobem jest: no właśnie najlepszych sposobów nie ma, trzeba walczyć na bieżąco.

Dlatego chciałam tylko podkreślić, że praca z ludźmi doprowadza do wrzodów na mózgu, jeśli nie zrobimy sobie odpowiedniej dłuuuugiej relaksującej przerwy. Dlatego zalecam jogę, wszelkie ziołka - patrz melisa, w ekstremalnych przypadkach L4, czyli depresja lub aspołeczność zaawansowana. ;) Na koniec chylę czoła tym, którzy pracują z ludźmi. Tym samym kłaniam się również sama przed sobą, gdyż za rok minie cynowa rocznica mojego "użerania się z człowiekami" i jestem pełna podziwu, że Morawica mnie jeszcze nie przyjęła w swoje skromne kaftany. Już niedługo ;)


Zapomniałam zawrzeć pozytywnych aspektów, ale to nie szkodzi. Dziś było rzucanie błotem, a może kiedyś opiszę te śmieszne i napawające nadzieją sytuacje. A tak serio: choć na co dzień mam serdecznie dosyć wiecznych pretensji i obwinianie mojej osoby o wszystkie problemy świata, to wystarczy jedna sytuacja, gdzie uśmieję się po pachy i wszystkie złe chwile idą w zapomnienie. Zmęczenie znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i życie znów jest piękne! Dla takich chwil mimo wszystko warto pracować z ludźmi.

P. S. Zaczynam czytać taką książkę, podobno dobra i pomaga :)