wtorek, 28 maja 2013

O mediach słów kilka

Zacznę od telewizji - karmią nas tam co dzień taką ilością bzdur, że przebija to każde inne media. Sieć jest trochę „zdrowsza” i większa, bo mamy troszki większy wybór, a ilość programów w tv jednak jest ograniczona. Ja na przykład nie mam podłączonego telewizora i wcale nie ubolewam nad tym faktem.  Nie mam telewizji i żyję wiecie? Naprawdę to możliwe :P Pomimo, że jestem zboczeńcem marketingowym, to po obejrzeniu wczoraj u przyjaciół kilku reklam jeszcze utwierdziłam się w fakcie, że dobrze robię nie oglądając tego szitu. Owszem są reklamy naprawdę fajne, warte polecenia, motywujące czy zabawne, np. z królikiem Cappy czy diabełkiem z Heyah, ale są też takie, które nam wkręcają do głowy jakieś chore historie. 
Dobrym przykładem są artykuły chemiczne wszelkiego rodzaju, które średnio raz na rok wypuszczają coś nowego, jakiś kolejny najlepszy produkt. Czyli tu mam rozumiem, że poprzednia wersja, która nadal funkcjonuje na rynku jest już do niczego tak? Np. pasty czy proszki. Co jeden to NAJLEPSZY :) Co za głupota!  
Ale jeszcze gorsze są reklamy, które próbują nam wbić do głowy, że będziemy gorsi, jeżeli nie zastosujemy produktu. Dobrym przykładem jest reklama nutelli, która już w pierwszych słowach po prostu zabija moje wyobrażenie świata słowami: "Czasem zastanawiam się, czy to naprawdę moja rodzina." - wypowiadane przez dziecko. Boże wołam o pomstę do nieba!!! Niech to obejrzy jakiś 8 latek i siara w mózgu gotowa. Jeśli nie zjemy nutelli na śniadanie, to nie będziemy prawdziwą rodziną? A co jeżeli oglądają to dzieci w domach dziecka? Przecież to okropne i krzywdzące!
Kolejna rzecz po prostu bez pojęcia: programy typu "dlaczego ja" czy "ukryta prawda" (nie będę tego pisać z dużej litery)..... Tu chyba ludzie szukają odpowiedzi na trapiące ich problemy życia codziennego. Nie chcę się nawet wypowiadać na temat gry aktorskiej tych osób, które tam PRÓBUJĄ GRAĆ, bo szkoda moich słów. Są to seriale typu: co będzie dalej? Każdy widz sam sobie dopowiada scenariusz, takie wróżenie trochę. Wymyślasz jak się zakończy historia Jana, który poznał przez Internet Różę, która okazała się prostytutką i co tu zrobić dalej. Zapewne większość z Was na końcu programu wypowiadają: Ha, a nie mówiłam? No właśnie i chyba tylko na tym polega sens oglądania tego badziewia, jeśli nie grzeszę używając tu słowa SENS. Co lepsze do godziny 16:00 tak naprawdę nie ma co obejrzeć, jeżeli chodzi o tv i tu jest ból. Ludzie oglądają to z braku laku, przynajmniej mam taką nadzieję.

Kolejny kanał - gazety i portale: Tu znowu ciągle tylko wypadki, katastrofy, zabójstwa. Ale tak naprawdę po co mi wiedza o tym, że 20 km od Kielc był wypadek samochodowy? Czy to ma jakiś wpływ na moje życie? Chyba tylko taki, że zaprzątnę sobie głowę i powiem "Olaboga ale się dzieje, ale nieszczęście!!!" Rozumiem, jeżeli chcemy znaleźć tę pokrzywdzoną osobę i jakoś pomóc, to może ma to jakiś sens. Ale 99,9% społeczeństwa tego nie robi. Żywi się tylko taką informacją, zaprzątając niepotrzebnie swój umysł, a w tym czasie moglibyśmy zrobić tysiące bardziej pożytecznych rzeczy.

Ostatnio rozmawiałam z kolegą, który ma kielecki portal typu: co, gdzie, kiedy. Zazwyczaj nie wstawia żadnych informacji katastrofalnych, ale z racji tego,  że musi walczyć o czytelnika postanowił spróbować i wiecie co? Po wstawieniu informacji o wypadku czytelność podskoczyła bardzo, ale to bardzo krotnie. To przykre! Wychodzi na to, że chcemy czytać takie rzeczy! Ale ja się pytam: po co???! Podajcie mi chociaż 1547 powodów w jakim celu ludzie lubią czytać artykuły o nieszczęściach zamiast się zająć swoim życiem. Co gorsza kolega chciał wprowadzić takie informacje na co dzień, na szczęście chyba wybił sobie to z głowy, z czego się bardzo cieszę.
A więc jaki morał? Po prostu musimy z dużym wyczuciem selekcjonować przybywające do nas zewsząd informacje, przebierać i przepuszczać przez podwójne sito! I tyle, wystarczy, bo to od nas zależy czym się karmimy na co dzień. :)

piątek, 24 maja 2013

Czy każdy spadek to kryzys? Spojrzenie na wszechobecny k......

Ciągle tylko słychać zewsząd: jest kryzys, bo kryzys, ale kryzys.... Ale czy nie wydaje Wam się, że ten termin jest trochę nadużywany? Chyba trochę tak. Przecież fakt, że słupek w Excelu spadł o kilka punktów procentowych, nie oznacza, że to od razu kryzys. To po prostu zwykły spadek.
Ale po co się nad tym zastanawiać, jeśli tak modnego ostatnio słowa "kryzys" można już użyć w każdej dziedzinie życia. Niestety widzę, że często stwierdzenie to nie ma na wyjaśnieniu czegokolwiek, lecz jest po prostu kolejną wymówką typu "Dlaczego? Bo śnieg."
Nie raz słyszałam, że gdy ludzie nie mieli już argumentów, to wtedy najchętniej używają tego stwierdzenia. Gorzej już szło z wytłumaczeniem na czym tenże kryzys miałby polegać.
Po tylu latach słuchania o kryzysie pokuszę się o stwierdzenie, że sami jesteśmy jego stwórcami z racji tego, że jest prosty i wygodny. To coś w stylu również nadużywanych słów "Bo tak!" nie mających żadnego podłoża i sensu.
Może było i jest pogorszenie sytuacji na rynku, ale zamiast działać i zapobiegać, ludzie wywołali samospełniającą się przepowiednię w postaci kryzysu. Szkoda tylko, że za tym stwierdzeniem nie idą w parze jakieś konkretne dane, badania czy choć sensowne argumenty. Owszem są firmy, które potrafią działać i to nawet całkiem nieźle pomimo wyimaginowanego kryzysu, ale jest to niewielka część rynku. Reszta woli usprawiedliwiać się kryzysem. Dlatego moim cichym marzeniem jest sytuacja gdzie w końcu przestaniemy dużo mówić, a zaczniemy działać. Może wtedy ten nieszczęsny wszechobecny kryzys zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.....

I na koniec obrazek, który idealnie przekazuje sens tego wpisu :)


niedziela, 19 maja 2013

Trochę o konsekwencji i nawykach, tych dobrych i złych

Nie wiem czy mieliście okazję oglądać wypowiedź Will'a Smith'a o recepcie na sukces. Jeśli nie to zachęcam: Film - Will Smith

Trochę rozwinę temat. Otóż każdy człowiek chciałby, choć z różnych powodów nie zawsze dąży do tego, by być zdrowym i mądrym. Nie każdy jest na tyle zmotywowany i systematyczny, ale możemy założyć, że każdy woli być szczuplejszy, nie mieć chorób i dużo wiedzieć, niż być przy tuszy, ledwo się ruszać i nie umieć się wypowiedzieć na żaden temat. No i właśnie tu kłania się "tajny" sposób Willa, który według mnie jest najprostszy, gdyż zapewni Wam powyższy stan, ale niestety nie jest aż tak prosty przy wprowadzaniu go w życie.
Niech zgadnę, zapewne większość z Was woli obejrzeć telewizję, albo posiedzieć na kompie (sama dużo siedzę) niż poczytać jakąś książkę. Ale z powyższych tylko książka zmusza nas do użycia wyobraźni.
To samo z ruchem, przecież każdy woli leżeć plackiem na plaży czy popijać piwko na działce niż wstać, naszykować strój, kupić wodę i pobiec, bo to jest przecież prostsze. Ale nie w tym rzecz, żeby życie było proste. Jeżeli chcemy coś osiągnąć i wymagamy od życia czegoś więcej, to nie ma takiej możliwości byśmy nie włożyli w to pracy!!!! Niestety kochani, ale to warunek konieczny. Ja wiem, że prosto jest narzekać i marudzić, ale starajmy się zmieniać rzeczy, które nas zaczynają irytować. Masz ochotę zjeść batonika, wchodzisz do sklepu i kupujesz, chcesz jechać odwiedzić rodzinę, wsiadasz i jedziesz, więc dlaczego nie można by tego zastosować do trochę "ambitniejszych" spraw????
Powiem Wam jak ja to sobie wymyśliłam. Chodzi o zmianę nawyków, ale tylko z dnia na dzień. To znaczy rzucam palenie na dziś, zakładam, że nie palę jeden dzień. Ale następnego dnia też zakładasz, że "jeszcze tylko dziś nie zapalę". Po jakimś tygodniu rzucania nawyku metodą na jeden dzień powinniście stwierdzić, że lepiej się czujecie i że szkoda Wam tego czasu bez nałogu, by znów w nim polec. To ciągła walka, ale warto! I nawet jeśli raz ulegniecie, to nie myślcie przypadkiem, że to już koniec, tylko nie dajcie się skusić ponownie! Kontynuujcie dalej walkę, bo to tylko jednorazowa słabość, a wojna trwa nadal. :)

Człowiek całe życie się uczy, więc nie mówcie mi tylko, że jesteś za stary, za gruby, za leniwy, chory, za jakiś tam, bo to tylko i wyłącznie wymówka, którą da się ominąć, jeśli się tylko chce uwierzcie mi! Trzymam za Was kciuki i liczę, że dacie znać jak Wam poszło ze swoimi słabostkami. :)

środa, 15 maja 2013

Koszty czyhające przy zakładaniu działalności - od A do Z

Wielu z Was zapewne myśli o założeniu własnej firmy. 
Każdy poleca tę formę zarabiania, ale przecież osobie początkującej nie jest łatwo. Skąd ma wiedzieć gdzie się udać, jakie formalności należy spełnić, jak tu zacząć działać? 
Najlepiej podpytać znajomych, którzy gotują w swoim garnuszku lub poczytać książki lub gazety. Można również zdać się wujka Google, ale tak naprawdę istnieje masa mało przydatnych poradników, w których sprawa jest opisana powierzchownie. Ale w gąszczu informacji udało mi się znaleźć w miarę ogarnięty  artykuł, w którym wypisane są koszty związane z "pójściem na swoje". Polecam:

P. S. Dodałabym jeszcze szczyptę cierpliwości oraz opanowania ;)

Patrząc z perspektywy czasu widzę, że w moim środowisku jest wiele osób, które chciałyby COŚ swojego założyć, ale się boją. Jeszcze nie wiedzą co i jak ugryźć ten temat. Ale najważniejsza jest myśl, po prostu wiemy, że chcemy mieć swoją działalność. Z czasem zdobędziemy wiedzę, która zabije ten strach i obawy. Przede wszystkim należy się skupić na jednej dziedzinie, potem zapoznać się z jej funkcjonowaniem, a następnie DZIAŁAĆ, DZIAŁAĆ i jeszcze raz DZIAŁAĆ! I nigdy się nie poddawać!

Wystarczy już tych mumusinych podpowiedzi, po prostu bierzcie 4 litery i zasuwajcie szeregiem jak M&M-sy ;)


wtorek, 14 maja 2013

Najszybsza ankieta świata - let's do it!

Ja też nie lubię ślęczeć 10 minut przed nudną ankietą i zastanawiać się w zawiłych odpowiedziach, dlatego przygotowałam dla dobra ludzkości NAJSZYBSZĄ ANKIETĘ ŚWIATA! Zbadam:
- czas spędzony przez Was na facebook-u,
- zależność od stanu partnerskiego.

Wypełnienie to kwestia naprawdę 10 sekund, czyli tyle co zajmuje:
- otwarcie dwóch piw,
- porządne ziewnięcie,
- zalogowanie się na pocztę,
- założenie butów.

A więc bez wymówek, po prostu otwórzcie i poświęćcie mi 10 sekund ze swojego czasu! Do dzieła!

poniedziałek, 13 maja 2013

Stworzona do podróżowania.... - relacja z tripu do stolicy

Uwielbiam wyjeżdżać z Kielc - nie dlatego, że mam dość tego miasta, ale trzeba od czasu do czasu zobaczyć coś nowego. Moje podróże zawsze są nietuzinkowe i z przygodami. Powiedziałabym nawet, że z dużymi przygodami - zaskakujące jak jajko niespodzianka :)
Otóż nigdy nie mogę po prostu wsiąść i jechać, bo a to się pociąg opóźni, a to się wywalę biegnąc na zabicie lub bomba atomowa w postaci deszczu mnie zaatakuje. Ale to kwestia przyzwyczajenia. Tak naprawdę to kilka lat temu bardzo się wściekałam i żyłka chciała mi pęknąć, ale z czasem śmieję się z tego, bo nic innego mi nie pozostało.
Podejrzewam, że moje podróżowanie z przygodami wynika ze spontaniczności. Teraz i tak już jakoś wcześniej planuję podróż, ale często zdarzało mi się wsiąść godzinę po decyzji tylko ze szczoteczką i parą gaci :D Ale ta spontaniczność dodaje pikanterii moim wyjazdom i jeszcze chyba nigdy zdarzyło mi się, że byłam niezadowolona czy zawiedziona.
W ten weekend wybrałam się na spotkanie organizatorek Wenusjanek do Warszawy. Pomijam fakt, że dzień wcześniej wróciłam z urodzin kolegi o 2:00 i wstałam o 5:00 - też nie wiem jak to zrobiłam, ale mój stan umysłu nie był za dobry, w sumie to był beznadziejny. Ale mniejsza z tym. Stwierdziłam, że pojadę blablacarem (wejdźcie na stronę i obczajcie), ale po pół h stania na zimnie i czekania na zbawienie, które nie raczyło przyjechać, stwierdziłam, że jedyne czego potrzebuję to ŁÓŻKO! Więc tak przeszłam na przystanek 2 km :/ i udałam się lulu. Ale sms od koleżanki, że o 9:00 jest PKS zerwał mnie na równe nogi i taxa taxa, zdążyłam w ostatnim momencie! Oczywiście 3/4 drogi do stolicy przespałam.
Jak na złość autobus się opóźnił i byłam jakieś pół h później, wszyscy na mnie czekają a ja nawet nie wiem, w którą stronę iść. Na szczęście jak w każdym mieście sklepikarze z dworca okazali się świetnymi przewodnikami i udało mi się dotrzeć do Centrum. Kilka telefonów i dotarłam do celu.
Spotkanie organizatorów Wenusjanek, na które przyjechałam to był istny mix osobowości. Każdy ma coś do zaoferowania, każdy jest w czymś dobry. Uwielbiam przebywać wśród takich ludzi - otwarte umysły, kreatywność, indywidualizm. Cud, miód i orzeszki. Cieszę się, że mogłam poznać nowych ludzi no i miło spędzić czas.
Ale wiedza wiedzą, a tu mieszkanko czeka. Wieczorek integracyjny bardzo sympatyczny w fajnym gronie rozbujał się na całego, burza mózgów, nowe pomysły itp. Ja oczywiście ubzdurałam sobie, że muszę wracać do Kielc o 23:00 i żadna siła nie była mnie w stanie od tego pomysłu odwieść, więc zebrałam się w sekundzie i dawaj na dworzec!
Podróż  na drugi koniec Warszawy był jak wyścig  z czasem, Pan taksówkarz zawstydził Chucka Norrisa :) Zdążyłam przed samym odjazdem! Więcej grzechów nie pamiętam, gdyż obudziło mnie zawiadomienie z głośnika: KIELCE!!!!
W szoku wstałam i zerwałam się z siedzenia. Troszkę zaćmiona, zmarznięta i nieświadoma miałam jeszcze siłę, by zmusić kolegę, który wracał z miasta, by mnie zgarnął. I takim sposobem udało mi się dotrzeć do domku. Wrażeń nie miara, energia na najbliższy czas doładowana na full! Dlatego polecam serdecznie na weekend wyrwać się z miasta i zrobić coś totalnie odjazdowego.  I nie planujcie, bo i tak może się nie udać zrealizować :)
P. S. Nie udało mi się zrobić fotorelacji w Wawy, ale co się odwlece to nie uciece!

niedziela, 12 maja 2013

Attention please! PARP rozdaje kasę na e-biznes!

Jeżeli ciągle macie problem ze znalezieniem pracy, to zachęcam do otworzenia swojej działalności. Ok, mówi się łatwo, ale gorzej z praktyką. Jaki jest przepis:

odwaga
+
determinacja
+
konsekwencja
=
SUKCES

Fajnie, gdyby nasz pomysł był rozwiązaniem jakiegoś problemu. Np. pewna Pani w Poznaniu zauważyła, że samotni faceci pracujący w dużych firmach mają problem z koszulami. I co? Założyła prasowalnie i kręci biznes na całego. 
Jako młodym ludziom, którzy i tak dużo czasu spędzają przed monitorem nie powinno być trudno o ciekawy pomysł związany z e-biznesem. A zarabiać można na wiele sposobów:
- poprzez sprzedawanie pakietów (część usługi dajecie za darmo, szerszy zakres już jest płatny)
- na reklamach
- możecie zrobić sklep, w którym będą produkty innych 
- może to być platforma skupiająca społeczność dla której zaoferujecie jakąś wartość sprzedażową itd. itd.

Co ważne! W najbliższych dniach możecie złożyć jeszcze wnioski o dofinansowanie swojego e-biznesu. PARP zwraca nawet do 70% środków, więc to niesamowita okazja, by rozpocząć swoją przygodę na swoim. 



środa, 8 maja 2013

Ile zarabia Prezydent Kielc? - prasówka

Prasówka- rach ciach, teraz zajmuje mi to około 5 minut, kiedyś pół godziny. Kwestia sprawnej selekcji, bo to też sztuka wybrać szybko to co nas interesuje z ogromu informacji, jakie do nas spływają lawinami.
I tak patrzę, artykuł. Chyba wszystkich zaciekawi. Zarobki naszych władz, Prezydenta, Marszałka itp. Przejrzyjcie sami, okazuje się, że głowa naszego miasta nie jest aż zarobiona jak burmistrz Buska Zdroju. Ha! Cóż za absurd, ciekawe jakie są do tego przesłanki. 
Ja oczywiście w politykę się nie zagłębiam, ale Ci, którzy myślę, że za dużo idzie na prezydenta niech pomyślą o mieszkańcach Buska, których jest tak jakby trochę mniej....
Koniec tematu, poczytajcie sami:


poniedziałek, 6 maja 2013

Recepta na szczęście: dobro i prawda. Dobre, prawda?



Zapewne znacie bajkę o Kopciuszku, w której tytułowa bohaterka zostaje nagrodzona za swoją skromność, pracę i dobroć, podczas gdy jej zawistne siostry zostają na lodzie. Nie bez przyczyny odnoszę się do tej historii, gdyż jak zawsze w bajkach ukazany jest prosty uniwersalny morał, który przekłada się na życie codzienne. Czyli, że dobro i prawda zawsze wygrywają.
Bla bla bla, ale co to znaczy?

Chodzi o to, że te uniwersalne wartości są rozpoznawalne przez ludzi w momencie. Sami dobrze wiecie od razu czy ktoś kłamie. Przeciętnej inteligencji osoba potrafi wyczuć dobro na kilometr. Rzadko spotykamy takie perełki, ale jak już się znajdą, to naprawdę przynoszą tylko radość. Czemu? Bo nie wzbudzają żadnych negatywnych emocji. Chcielibyście z nim przebywać 24 na dobę.

Z drugiej strony są wampiry energetyczne, które potrafią się świetnie kamuflować. Sama to przeżyłam, a ich pozbycie się z mojego otoczenia było najlepszą decyzją, choć związała się z naprawdę dużymi zmianami. I wiecie co? Nie żałuję - choć co poniektórzy to byli moi wieloletni znajomi.

Najważniejsze, by sobie odpowiedzieć na pytanie jaką prawdę ze sobą niosę i jakie dobro jestem w stanie innym oferować. Gdy odkryjemy te dwie wartości w sobie, wszystko zacznie się układać. Zauważycie, że nagle zaczęliście akceptować siebie wraz z wadami ale i zaletami, że nauczyliście się przyjmować komplementy, bądź będziecie wstawać widząc sen, a nawet pojawią się nagle nowe propozycje z otoczenia. 


I tego Wam życzę, by prawda oraz dobro opanowały każdą Waszą komórkę.


 P. S. Dla wyjaśnienia: Wszystkie zdjęcia, których używam są mojego autorstwa, oprócz co poniektórych plakatów, więc nie trudźcie się i nie piszcie mi o prawach autorskich :)




niedziela, 5 maja 2013

Krakowski SpaceR, czyli majówkowy chill Piętki


Weekend majowy tak się ustrzelił, że miałam wolne od pracy aż 5 dni!!!! Wow, to pierwsze takie wolne od Bożego Narodzenia, euforia! :D Postanowiłam więc nie stracić tej okazji i wyrwać się z Kielc. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. 3 maja wybrałam się do Krakowa na ostatni dzień Festiwalu Spacer:
Nie mogłam się oprzeć, by sfotografować drogę do Nowohuckiego Centrum Kultury. Pomijam już to, że byłam cała mokra, bo deszcz padał okrutnie, ale nie ma to jak zimna orzeźwiająca ulewa bez parasola:


Ale w końcu dotarłam na zaskakujący happening pod nazwą "Na styku". Plac gdzie odbywało się wydarzenie wypełniony był przedziwnymi rzeczami takimi jak:
 Folia bąbelkowa, po której tancerze spacerując grali "Wlazł kotek na płotek" i folia spożywcza okręcona wokół kolumn, w środku której odbywały się, ja to nazwę "tańce szamanów":

Tuż obok wisiała folia aluminiowa luźno opadająca na ziemię, wśród której odbywały się również szamańskie pochody:) Nawet udało mi się je uchwycić.



Ale chyba najbardziej zaskakująca w całym wydarzeniu była biała kąpiel, czyli wanna wypełniona po brzegi styropianem. Oczywiście zdarzali się wśród widzów szaleńcy, którzy bez namysłu wskakiwali do wanny fundując sobie 2 godziny obierania z resztek styropianu, ale w końcu raz się żyje, więc hop!!!!


Ideą wydarzenia było przekazanie emocji związanych z dotykiem, więc każdy mógł podejść, by wykorzystać akcesoria: popływać w wannie, wejść między folię, poskakać po bąbelkowym chodniku, czy zanurzyć rękę w wiadrze ryżu. Nie ukrywam, że forma była ciekawa i przykuwająca uwagę, choć nie wszyscy czynnie brali udział. W każdym bądź razie uśmiech nie znikał z twarzy uczestników, a o to chodzi. 

Kolejną megaatrakcją festiwalu był widziany już przeze mnie spektakl pt. "Cincidela" Krakowskiego Teatru Tańca. Nie ukrywam, że przyjechałam głównie po to, by go jeszcze raz zobaczyć, bo jest niesamowity. Para tancerzy: Agata Syrek i Paweł Łyskawa zaczarowali publiczność. Arbuz, który jest narzędziem w ich rękach, ekspresja artystów oraz przekaz, jaki miał na celu spektakl są kwintesencją całej sztuki. Tu należy podkreślić, że pierwszy raz został on zagrany w 2006 roku i grany jest do tej pory, co jest fenomenem!
P. S. Przy okazji zwróćcie uwagę na stronę KTT, która wg mnie jest genialna!

Przy okazji kieleckiego muralu, który dziś pojawił się na fanpage'u w Krakowie na dworcu wita nas coś takiego:) Podoba się czy nasz kielecki lepszy?? Piszcie w komentarzach swoje opinie.


See you letter!



czwartek, 2 maja 2013

Lotnisko to nie takie sobie zwykłe miejsce

Lotnisko: kilka pasów, piękny nowoczesny budynek, głosy powiadamiające o lotach - na pierwszy rzut oka niby nic specjalnego. Ale pozory jak zwykle mylą. Po dłuższej chwili zauważyć można kipiące wokół emocje. Powitania i pożegnania, radości i tęsknoty. Wystarczy spojrzeć na twarze ludzi, którzy z punktu widokowego patrzą w stronę samolotów lądujących i odlatujących lub stojących przy wejściu pasażerów. Niesamowite! Wielogodzinne wyczekiwanie, reakcja małych dzieci, pocałunki dorosłych, szczere uściski. Widok bezcenny. Co jak co, ale na lotnisku aż kipi od wzruszeń. Nie ma o czym mówić, polecam jeżeli będziecie mieli okazję, by rozejrzeć się dookoła i zatrzymać się na chwilę, przyjrzeć jak ludzie przeżywają rozstania :)

Filmik:
oraz kilka zdjęć z dnia wczorajszego (wycieczki do Rzeszowa):















środa, 1 maja 2013

Z kołyski prosto do komputera – co się stało z dzisiejszą młodzieżą?


"W epoce komputeryzacji problemem staje się nadmierne używanie laptopów czy iphone’ów przez dzieci w podstawówkach i gimnazjach. Coraz częściej w celach rozrywkowych niż edukacyjnych. Rodzice uskarżają się na brak czasu i tym próbują tłumaczyć problem.

„Bezproblemowo potrafi obsługiwać komputer” – pisze nauczycielka pierwszoklasisty. To coraz częstsza ocena na świadectwach siedmiolatków. Co gorsza zazwyczaj idzie w parze z: „ma problemy z czytaniem”, „nie potrafi schludnie pisać”, „dziecko jest rozkojarzone, nie potrafi się skupić”, „nie zna zasad pracy w grupie”. Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą? Co się dzieje z rodzicami? - to pytanie zadaje sobie wielu specjalistów.
Nauczyciele potwierdzają, że około 5 na 10 uczniów pierwszej klasy ma ogromne problemy z samodzielnym czytaniem i zrozumieniem tekstu. Liczba niezdanych testów gimnazjalnych oraz matur drastycznie wzrasta. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2012 r. zdawalność egzaminu maturalnego wynosi tylko 81%. Zupełnie odwrotnie wyglądają dane na temat obsługi komputera, większość siedmiolatków potrafi samodzielnie uruchomić komputer i zagrać w ulubioną grę. Statystyki mówią same za siebie. Skąd taki problem?
W świecie wyścigu szczurów pełnym nerwów, w którym trwa ciągła gonitwa za pieniądzem, a spokój jest pojęciem wymarłym, niezwykle ciężko jest wychować dziecko. Jeszcze trudniej wpoić mu jakiekolwiek wartości moralne, by potrafiło odróżnić co jest dobre, a co złe. Co gorsza na porządku dziennym funkcjonuje tzw. „samowolka”. Rodziców nie ma w domu, a dziecko robi co chce. „Idę na kompa” stało się tak powszechne jak „idę na dwór” choćby 10 lat wcześniej, tylko zagrożeń z tego wynikających jest o wiele więcej. Dlatego nie dziwi, choć woła o pomstę do nieba fakt, iż opiekunowie nie kontrolują swoich pociech pozostawiając je samym sobie.
Problem jest coraz poważniejszy, ale może tak ma wyglądać rzeczywistość za 10 czy 20 lat. Może drukowane książki przestaną istnieć, a odczuwać i myśleć za nas będzie tytanowa maszyna komputerowa. W dobie Internetu wszystko jest możliwe..."

To był jeden z moich pierwszych tekstów o  życiu, taki do szuflady. Miło powspominać.... :)