piątek, 27 grudnia 2013

Podsumowanie roku według Piętki - czyli rachunek sumienia

My tu pisu pisu a kolejny rok zbliża się ku końcowi. Zleciało jak z bicza strzelił! 
Nie, nie będziemy wymyślać postanowień noworocznych, których w większości i tak nie spełniamy. 
Mam dla Was coś innego. Tak jak ja proponuję zrobić rachunek sumienia. Jak to zrobić? Tak naprawdę wystarczy kartka papieru. Polecam najprostsze narzędzie marketingowe, czyli trochę zmienioną analizę SWOT. Nie przypadkowo prawa kolumna jest szersza :)


Przy zielonej herbatce wieczorem zasiądźcie na fotelu i zapiszcie wszystko co Wam przyjdzie do głowy. 
Do jej wypełnienia potrzebne są tak naprawdę dwa "narzędzia":
SZCZEROŚĆ i
OBIEKTYWIZM.
Jeżeli macie problem z oceną własnej osoby lub niedostrzegacie pewnych rzeczy, zapytajcie rodziny 
i przyjaciół - na pewno pomogą. 


Mam nadzieję, że po wypełnieniu w Waszej głowie pojawią się nowe pomysły, a niektóre sprawy rozjaśnią się w mgnieniu oka. Koniec roku to świetny czas, by zatrzymać się na chwilę i zastanowić nad swoim życiem. Wnioskami i przemyśleniami śmiało podzielcie się w komentarzach lub napiszcie na maila: paulinapietaa@gmail.com

I na koniec życzę Wam, byście w przyszłym roku byli lepsi niż w poprzednim - dla siebie oraz dla innych. Oraz by kolumna po prawej stronie była pełna po brzegi.

P. S. Z mojej analizy rocznej wynikło takie wzruszające dla mnie podsumowanko :) 

Zapraszam do obejrzenia i trzymam za Was kciuki!



wtorek, 17 grudnia 2013

Wspólna Wigilia? Czemu nie! Nowy projekt świąteczny coming soon!

Uważasz, że czegoś brakuje podczas tych świąt? Masz już dość standardowych Wigilii? Nadchodzi świąteczna rewolucja! 
Postanowiłyśmy razem z moją Madzią zorganizować Wigilię razem, wspólnie. Przy okazji będziemy zbierać pieniążki oraz inne prezenty i upominki dla mojego poparzonego braciszka, o którym Wam już pisałam. Zapisy poprzez poniższy formularz: https://docs.google.com/forms/d/1FZumTr2LjgXO3f4nWsUWIKAnWWQGav6eRJQaIGDsMoY/viewform

Możesz przyjść z całą rodziną, miejsca nie zabraknie.
Wigilia odbędzie się w nowo otwartym Bistro Fasolka, która znajduje się w Hotelu Arkadia przy ul. Urzędniczej 13 w Kielcach. Wspólne biesiadowanie rozpocznie się równo o 16:30 (zmiana godziny na 18:30) oczywiście w Wigilię 24 grudnia. Zapisy do 23 grudnia do 16:00.

Jaka jest idea wspólnej Wigilii? Głównym założeniem jest integracja uczestników oraz zaangażowanie się w zorganizowanie eventu. Każdy z uczestników włącza się w organizację Wigilii. Czyli każdy przynosi coś od siebie, najlepiej potrawę. Jeśli nie umiecie gotować, to możecie wziąć ozdoby choinkowe, prezenty, napoje, ciasta, własne przetwory itp.
Ale Wigilia to również aktywny wypoczynek i pokazy swoich umiejętności, czyli wspólne kolędowanie, taniec, gra na instrumentach. Więc jeśli potrafisz grać na jakimś instrumencie, śpiewać, tańczyć, jesteś kabareciarzem, to przy wigilijnym stole możesz zaprezentować swoje umiejętności. 

Ponadto to goście mają być gwiazdami tego magicznego wieczoru dlatego zapraszamy do zgłaszania swoich pomysłów i zapraszania znajomych, my zajmiemy się resztą. Będzie choinka, będą śpiewy, zabawa i wszystko co chcecie! Im nas więcej tym lepiej!!! Do zobaczenia przy wigilijnym stole.

środa, 4 grudnia 2013

Dobro powraca, czyli pierwszy Bieg Mikołajkowy w Kielcach

Kuba Pięta - mały człowieczek, 9 latek którego wszędzie pełno, niezwykle ciekawy świata, choć czasem odzywa się w nim urwis. :) Ale to normalne wśród dzieci. Najukochańsza osoba w moim świecie. Niestety zdarzyło się tak, że uległ wypadkowi, wylał na siebie wrzątek. Oczywiście nie zastanawiam się czemu, dlaczego i nie zadręczam się przeszłością, bo tego typu myślenie nic nie zmieni. Wierzę po prostu, że będzie dobrze i wyjdzie z tego.


Leżąc na łóżku w po oparzeniu 1 stopnia opatrunkach nie można się ruszać i chodzić, walczy się wtedy o życie i zdrowie  - pozdrowienia dla dzieci z klasy, którzy nie mają serca i poniosą konsekwencje tego co mówią o tym zdjęciu. Do zobaczenia u dyrekcji szkoły :)
Zupełnie nie mam ostatnio głowy, żeby pisać, ale nie mogę tego przemilczeć. Okazało się bowiem, że mam wokół siebie tak ogromną ilość życzliwych ludzi, że moje życzenie się spełni. Uważam, że w takich właśnie sytuacjach wychodzi kto jest prawdziwym znajomym, przyjacielem i kto ma dobre serce, a kto jest zwykłym znajomym z fejsa, który ma coś w interesie bądź myśli tylko o sobie.



Hasło "DOBRO WRACA" jest idealnie opisującym moje poglądy życiowe. Powiem więcej: ZŁO TEŻ WRACA. Głęboko w to wierzę, że istnieje sprawiedliwość i zły człowiek będzie potępiony, a dobry nagrodzony. W moim przypadku dobro zatoczyło właśnie koło. Wróciło jak bumerang.
Wszystko zaczęło się od mojej zmiany, metamorfozy mojego ciała i duszy: Post o metamorfozie. Chciałam po prostu zmienić swoje życie, by być szczęśliwa. Musiałam naprawić siebie, trochę podreperować ciało i duszę. Czyli koniec z nałogami, wychodzeniem nocnym, oczywiście zmiana odżywiania i sport. Udało się.

Jakoś tak się również zdarzyło, że zawsze miałam zapędy do biegania. W szkole średniej byłam nawet kilka razy na zawodach. Teraz widuję moją wuefistkę na biegach - cóż za zrządzenie losu :) Dzięki bieganiu uświadomiłam sobie, że nigdy się nie poddaje, że nieważne jest miejsce na podium, a ważne jest osiągnięcie SWOJEGO celu i wewnętrzna satysfakcja. Ponadto pokazuje, że trzeba być pokornym. Bieganie nauczyło mnie planowania, bo musisz obrać strategię na 10 km bieg, nie ma przeproś. A przede wszystkim przyniosło mi tyle ciepła, energii i motywacji od ludzi, że sama jestem w szoku. Co jakiś czas słyszę albo słowa pochwały, albo podziwu, albo podziękowań i motywacji. To naprawdę napędza kołowrotek do działania.

I tak też było tym razem. Pierwsze co pomyślałam po wypadku to rozmowa z Damianem z naszmaraton.pl (ojcem Bartusia), któremu "wyspowiadałam się" ze wszystkiego. Potem Paweł z szuranie.pl dziwnym trafem opowiedział o nas w Radiu Kielce :) Nie będę wymieniać każdego z imienia i nazwiska, gdyż jak sami napisali: "Działamy jako zespół". Dzięki działaniom całej ekipy biegającej w sobotę odbędzie się Bieg Mikołajkowy, który będzie wydarzeniem charytatywnym dla mojego brata Kubusia, szczegóły: Pierwszy Bieg Mikołajkowy.           Dzięki wszystkim za to, że jesteście i chce Wam się.

Na koniec świetny filmik pokazujący jak DOBRO WRACA, bo pod takim hasłem odbędzie się sobotni bieg: Filmik dobro wraca





czwartek, 14 listopada 2013

Takich ludzi potrzeba - Artur Kurasiński na Gali Biznesu zachwycił!

Tak! Tak! Tak! Takiego kogoś mi brakowało. O kogo chodzi? Zaraz się dowiecie. Właśnie wróciłam z Gali Biznesu z Kieleckiego Parku Technologicznego i jestem cała w skowronkach. Po ostatnich szkoleniach i doświadczeniu związanemu z organizacją różnych imprez czasem mam przekonanie, że nic mnie już nie zaskoczy i że nie potrafię już chłonąć wiedzy na szkoleniach. Zazwyczaj mój udział wiąże się z ocenianiem organizacji, zwracaniem uwagi na szczegóły oraz sprawdzaniem jak ludzie sobie radzą z wystąpieniami publicznymi. Owszem zawsze słucham przekazu, to chyba, że ktoś przynudza jak flaki z olejem. Ale tak jak mówiłam ciężko mnie po kilku latach uczęszczania na szkolenia zaskoczyć i nasycić mój apetyt. Na Galę Biznesu w KPT zdecydowałam się w ostatniej chwili zawalając kurs angielskiego :) Ale było warto! Dlaczego?

Tym razem udało się mnie zaskoczyć! Ostatni raz miałam takie motylki w brzuchu jak rozmawiałam z Jackiem Walkiewiczem. Czyli jakieś pół roku temu. Teraz zupełnym zaskoczeniem był dla mnie wykład Artura Kurasińskiego. W swoim ponad półgodzinnym monologu zawarł tyle treści i prawdy, że naprawdę zostałam zaskoczona! Przy okazji utarł nosa co poniektórym wyrażając po prostu swoje zdanie. Uwielbiam takich ludzi, świadomych, którzy nie boją się dzielić swoją wiedzą i mówić tego co myślą. Naprawdę poczułam motylki w brzuchu i dziękuję za to, że są jeszcze na świecie ludzie świadomi i mądrzy, a nie tylko kółka wzajemnej adoracji. Jestem tego kompletną przeciwniczką, gdyż jeśli kogoś nie lubię, to po prostu nie szukam kontaktu z daną osobą. A nie liżę po stopach, albo i nawet Piętach.
Ale wracając do tematu na zakończenie Gali odbył się występ saksofonisty, niestety nie wiem jak się nazywał, ale zagrał przepięknie. Nie wiem czy ja miłośniczka saksofonu uwielbiam każdego kto na nim gra, czy po prostu był sam w sobie tak rewelacyjny, ale w każdym bądź razie skradł moje serce.

Podsumowując bardzo się cieszę, że jednak zdecydowałam się iść na finał konkursu. Tym bardziej, że po części oficjalnej wraz ze znajomymi odbyliśmy długą rozmowę z Arturem Kurasińskim, która była równie motywująca i podnosząca na duchu jak prezentacja. Fajnie mieć możliwość poznawania takich ludzi.

Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na rolę Małgosi z Parku, która według mnie spisała się na 100% jako organizator. Reagowała od razu: przynosiła wodę, poprawiała pozycje do zdjęć, ogólnie dbała o każdy szczegół. Tego zazwyczaj ludzie nie widzą, a to jest właśnie moje zboczenie - ten cień, który pilnuje, by wszystko było na dobrym poziomie. Na koniec gratuluję zwycięzcom oraz innym uczestnikom, którzy brali udział w konkursie za odwagę i chęci do działania.


Zdjęcia za uprzejmością KPT.

wtorek, 5 listopada 2013

Praca z ludźmi, czyli jak się najłatwiej wykończyć psychicznie

Czym się różni praca  księgowej od przedstawiciela handlowego? Ta pierwsza nie musi się uganiać z ludźmi.
Kto ma lepiej? No oczywiście, że księgowa :)
Ale kto ma nieprzewidzianie i spontanicznie? Jasne, że przedstawiciel.

Praca z ludźmi jest według mnie najtrudniejszą na świecie. Nieważne czy sprzedajesz jajka na bazarach, czy garnitury w eleganckim salonie. Czy prowadzisz leczenie uzależnień czy warsztaty motywujące. Po prostu zawsze może się coś przydarzyć, co zaskoczy Cię nawet po 20 latach wykonywania zawodu. Praca z ludźmi jest naprawdę nieprzewidywalna. Bo skąd wiesz, że zaraz nie wpadnie jakiś wariat i nie zacznie śpiewać serenad? Wszystko się może zdarzyć!

Zauważyłam również, że ludzie mają tendencję do opowiadania o sobie, swoim życiu i historiach nawet bardzo prywatnych. W większości chcą się wygadać, bo czują się samotni. Ale czasem po prostu są takimi egocentrykami, że naprawdę myślą, że mnie interesuje w jakim proszku piorą skarpetki i jak ich mama nie mogła przełknąć skóry od chleba i się zadławiła. Otóż chciałam Wam powiedzieć, że naprawdę mnie to z całego serca nie obchodzi. :) Tak, naprawdę!

Pół biedy jeśli ktoś naprawdę chce ode mnie jakiejś rady albo mówi, żeby powiedzieć mi właśnie bardzo ważną wiadomość. Już gorzej jeśli nawija, nawija i choć widzi moje na odwal się potakiwanie: "Yhy, yhy" mówi dalej, kończąc za jakiś czas swoje mało interesujące monologi . Ale najgorsi są tacy, którzy przychodzą z różnego rodzaju problemami, ja nie mogę im pomóc a spuszczają się nade mną, bo mieli zły dzień. Albo Ci którzy widzą, że to co mówią mnie nic a nic nie obchodzi, co lepsze kolejka się tworzy a oni  nie widzą świata dookoła i paplają dalej. I mają gdzieś, oni są pępkiem wszechświata i nie dociera do nich to co mówię. Więc z rodzajów trucicieli to tyle. Najlepszym sposobem jest: no właśnie najlepszych sposobów nie ma, trzeba walczyć na bieżąco.

Dlatego chciałam tylko podkreślić, że praca z ludźmi doprowadza do wrzodów na mózgu, jeśli nie zrobimy sobie odpowiedniej dłuuuugiej relaksującej przerwy. Dlatego zalecam jogę, wszelkie ziołka - patrz melisa, w ekstremalnych przypadkach L4, czyli depresja lub aspołeczność zaawansowana. ;) Na koniec chylę czoła tym, którzy pracują z ludźmi. Tym samym kłaniam się również sama przed sobą, gdyż za rok minie cynowa rocznica mojego "użerania się z człowiekami" i jestem pełna podziwu, że Morawica mnie jeszcze nie przyjęła w swoje skromne kaftany. Już niedługo ;)


Zapomniałam zawrzeć pozytywnych aspektów, ale to nie szkodzi. Dziś było rzucanie błotem, a może kiedyś opiszę te śmieszne i napawające nadzieją sytuacje. A tak serio: choć na co dzień mam serdecznie dosyć wiecznych pretensji i obwinianie mojej osoby o wszystkie problemy świata, to wystarczy jedna sytuacja, gdzie uśmieję się po pachy i wszystkie złe chwile idą w zapomnienie. Zmęczenie znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i życie znów jest piękne! Dla takich chwil mimo wszystko warto pracować z ludźmi.

P. S. Zaczynam czytać taką książkę, podobno dobra i pomaga :)



piątek, 18 października 2013

Anioły na Ziemi, czyli o akcji biegania, która zaraziła całe miasto

Mam nadzieję, że typ wpisem choć trochę pomogę, dorzucę swoją cegiełkę, gdyż inicjatywa "Biegnę dla Bartka" jest tego warta. Nie wiem czy słyszeliście, choć o to ciężko, ale tu możecie obejrzeć na czym polega: Tata Bartka - zwykły bohater


Dla mnie tata Bartka jest przykładem na rodzica idealnego. Przede wszystkim, dlatego że w chwili kryzysu, czyli "choroby" dziecka, nie poddał się. Obalił standardardowe polskie podejście i zamiast marudzić, razem z żoną wzięli się do pracy. Zawsze z uśmiechem i werwą opowiadają o akcji. Dawno nie widziałam tak silnej motywacji, takiego zaangażowania, tak dużej liczby osób wciągniętych w jedną akcję! To coś pięknego. Nie dość, że ludzie dają z siebie wszystko biegnąc w specjalnie zorganizowanych biegach, to jeszcze za to płacą. Nikt nie ma najmniejszych pretensji. Bo przecież mogli wystawić puszkę i tak zbierać datki, ale to nie byłoby to samo. Czasem coś za co się płaci jest bardziej doceniane, dlatego wszyscy biegający są darczyńcami.

Tyle o biegu, a jak to się zaczęło u mnie?
O biegu usłyszałam przypadkiem. Pierwszy, w którym miałam przyjemność brać udział odbył się w maju. Pamiętam jak dziś. To były początki mojego biegania i to tylko na siłowni dwa razy w tygodniu. Nigdy nie biegałam w terenie, ale nie zawahałam się, by wziąć udziałw "Piątce dla Bartka." To było coś. Po lekkiej imprezie i niespaniu przez 24 h, w legginsach i niesportowych półbutach i bez wody poszłam na stadion. Szaleństwo! Ale Piętka nigdy się nie poddaje, więc nawet przez myśl mi nie przeszło wycofanie się.
Bieg był jak dla laika, który nigdy pięciu kilometrów nie przebiegł był dość wyczerpujący. Przyznam się, że na mecie padłam na twarz! Nie mogłam dojść do siebie. Ale było warto! Dałam radę. Biegnąc skupiłam się na oddechu, który według mnie jest naistotniejszy w bieganiu i poszło :) Co prawda mój szalony pomysł nie obył się bez kontuzji, gdyż przyznaję, że nie byłam wtedy gotowa do tego biegu. Aczkolwiek kontuzja szybko minęła, a miłość do biegania i chęć pomocy nie.

Teraz przede mną kielecka dycha! Wiem, że dam radę, ale może być ciężko, gdyż dychy jeszcze nie udało mi się przebiec. Tu należy wspomnieć, że przecież jestem zwycięzcą, więc uda się, przewrócę się i będę biec dalej! ;) I tu zacytuję kolejne mądre słowa, które usłyszałam dziś na szkoleniu w KPT:

"Mierzenie się z przeciwnościami losu, wyzwaniami jest zawsze narażone na ryzyko klęski, ale aby wygrać musisz podjąć ryzyko."

Poza pomocą i celem szczytnym traktuję to jako swoje osobiste wyzwanie oraz walkę z samym sobą. Jednak bieganie jest najmniej skomplikowanym sportem, ale wymaga najwięcej motywacji i samozaparcia. Dlatego jeśli macie coś przemyśleć, chcecie pobyć sami ze sobą i efektywnie wykorzystać czas to buty na nogi, słuchawki na uszy i "wybiegaj myślą"! Polecam z całego serducha!

czwartek, 17 października 2013

I'm free! - czy każdy z Was może wypowiedzieć te słowa?

Jak śpiewał Kenny Loggins: Running away will never make me free. Na pewno uciekanie nie, ale możemy się postarać zmienić postrzeganie naszej wolności. Okazuje się, że często jesteśmy ogranicznikami siebie, co gorsza również otoczenie próbuje nas zmanipulować. Zewsząd tylko naciskają, by zrobić to lub tamto. Każdy wymaga od nas coraz więcej, nic nie dając.
Ludzie są na tyle chciwi, że gdy dasz palca wezmą całą rękę. Założę się, że na co dzień spotykacie się z takimi zachowaniami. Tak już chyba będzie zawsze, ale chodzi o to, by wypośrodkować swoją rzeczywistość i zaapceptować swoje prawo do wolności.
Czyli pomóc osobom, którym się ta pomoc należy i którą docenią, a odsunąć się od polepszania czyjegoś standardu życia, robienia komuś dobrze swoim kosztem oraz zastanawiania się jak wypadnę. To przykre, ale prawdziwe - ludzie tylko szukają osób, które dadzą się wykorzystać.
Przykład pracodawców: 90% chciałoby, by człowiek pracował piątek świątek i niedziela i był zawsze na zawołanie. Ale przecież jest umowa, jest życie, nikt nas nie zmusi do przyjścia, nie musimy się zawsze zgadzać w obawie przed stratą etatu. Jeżeli jednak pracodawca każe Ci przyjść, pomimo tego, że nie możesz, to jest to już zabieranie cząstki Twojej wolności. W końcu rynek jest duży i jeżeli damy z siebie wszystko, to znajdziemy kolejną pracę.
Kolejny przykład matek przywiązanych do swoich dzieci, którym wydaje się, że dwie godziny bez dziciaka będą apokalipsą i świat się zawali, a rodzina nie da sobie rady bez niej. Otóż musicie sobie uzmysłowić, że każdy z nas jest stworzony do przetrwania samemu.
Jesteśmy w stanie przeżyć samotnie kilka dni i nie myślcie sobie, że jesteście tacy potrzebni innym, bo bez Was nie dadzą rady. Najgorzej jest, gdy ograniczamy sami siebie, czyli bardziej się przejmujemy tym co o nas pomyślą niż tym co sprawi nam przyjemność. Często zdarza się to wśród grupek znajomych. Ale nie musimy nic takiego robić, nie musimy się popisywać, dorównywać nikomu, udowadniać niczego. Nie dajmy się zwariować, w końcu wolność daje nam swobodę działania. Po prostu wystarczy uwierzyć w siebie i swoją wolność. Jak mawiał Fryderyk Nietzsche: "Co jest pieczęcią osiągniętej wolności? Przestać wstydzić się samego siebie."
Dziś pojęcie wolności jest mocno naruszane. Ale tylko my możemy to zmienić, nie możemy dać sobie wmówić niczego, szanujmy swoje zdanie, swoją odrębność i nie zważajmy na to co pomyślą inni, byśmy choć raz na jakiś czas poczuli, że nasze życie nie przemija przez palce, że zrobiliśmy coś dla siebie i swojej wolności. Uwierzcie mi, że na pewno poczujecie się lepiej.
Dziś mówię: I'm free!

środa, 9 października 2013

"Ziemia - nasz dom", refleksja na temat otaczającego nas świata


Na co dzień nie oglądam magicznego pudełeczka z głupotami, ale kiedyś rzucił mi się w oczy niesamowity film dokumentalny "Ziemia nasz dom", który w dosadny sposób przekazywał destrukcyjny wpływ człowieka na środowisko. Musicie go obejrzeć, gdyż może bardzo zmienić Wasz światopogląd na lepszy. Przytoczę kilka faktów, które zostały w nim ukazane:
W Chinach powstają dwie elektrownie węglowe w tygodniu.
Przemysł hodowlany dostarcza więcej zanieczyszczeń niż inne gałęzie przemysłu.
Do 2030 roku stopnieją lodowce, czyli za naszego życia.
W Suazi średnia długość życia wynosi 32 lata, AIDS zabija ludność.
W RPA niby został zniesiony apearthead, ale miasto jest podzielone na dwie skrajne dzielnice: ludzi obrzydliwie bogatych i ludzi żyjących w slumsach.
Haiti – 80% energii pochodzi z węgla drzewnego, wycinane są drzewa i przez to ludzie nie mogą uprawiać ziemi.
Czad – zbiornik, który tam był wysechł w 95%, gdyż nawadniają z niego pola.
Przy granicy z Sudanem w samym sercu pustyni żyje 350 tys. ludzi, którzy nawet nie mogą nic uprawiać, żyją tylko z pomocy humanitarnej.
Holandia – przez uprawianie tulipanów jest to teren o największym wskaźniku pestycydów w przeliczeniu na 1 ha. Co lepsze kwiatów nikt nie zrywa, hoduje się je dla cebulek.
Problemy klimatyczne zagrażają nam bardziej niż konflikty zbrojne. Ostatnimi czasy aż 20 mln ludzi musiało się przesiedlić z powodów klimatycznych.


Czy to nie jest tragiczne? Co gorsza zagrażamy nie tylko środowisku, lecz także ludziom. Największy smutek wywołuje fakt, że myślimy, że nie mamy na to wpływu. Z 6 mld osób na globie każda myśli: „Nic na to nie poradzę” lub „Co z tego, że ja zacznę zmieniać jeśli inni tego nie zrobią”. A wystarczy, by tylko połowa pomyślała: „To może dziś odłączę ładowarkę z gniazdka po użyciu, co mi szkodzi?” i mld energii zaoszczędzone. A może użyjecie mniej papieru do drukowania, każdy o jedną małą nic nie znaczącą stronę i nagle 6 mld kartek, czyli.... drzew nie zniknie. Albo sortowanie śmieci – czy to takie męczące? Naprawdę, to ludzie mają największy wpływ na środowisko, lecz wcale nie musi on być negatywny! Jeżeli możemy niszczyć, to możemy też naprawiać. Właśnie Ty, który to czytasz możesz w tym momencie zgasić świecące się na darmo w łazience światło, albo uzbierać więcej niż dwie pary skarpetek do prania w pralce, to tak niewiele, a tak dużo znaczy....

Na koniec motywująca myśl, którą usłyszałam w filmie: Człowiek nie rodzi się ekologiem, musi się nim stać. Ja ją troszkę zmienię: „Nie każdy się rodzi świadomym człowiek, musi się nim stać!” Dlatego życzę Wam dużo świadomości i chęci zmiany swojego otoczenia na lepsze, bo jak to mówi stare porzekadło: „Nie od razu Rzym zbudowali”.

niedziela, 22 września 2013

Z cyklu "Spotkania mojego życia" part 2 - Łukasz Jakóbiak

To był spontan stulecia. Że spotkam się kiedyś z Łukaszem Jakóbiakiem to wiedziałam, ale kiedy to miało nastąpić to już była zagadka stulecia. Wszystko zaczęło się od pierwszej mojej podróży, czyli spotkania z Panem Jackiem Walkiewiczem. I tu można by powiedzieć, że zaczęła się droga do Łukasza, będę to teraz nazywać pierwszym ogniwem, bądź uściskiem dłoni no. 1
Rozmowy z Łukaszem Jakóbiakiem trwały, czas płynął i nagle okazało się, ze dotarcie do największego polskiego "kawalarza" wcale nie należy do łatwych. Dwa dni przed wstępnie umówionym spotkaniem okazało się, że musimy wykazać się pomysłowością i wykombinować coś mega pociągającego. Szybka akcja, burza mózgów i poszło! Nasze pierwsze dzieło zostało stworzone na totalnym spontanie: Jak się wbić do 20m2 Łukasza? Ale to lubię, działanie pod presją czasu. I co? Pomogło!
Jakaż była nasza radość, gdy usłyszałam niesakramentalne TAK!

Więc wsiadłyśmy w auto, zabrałyśmy osprzęt - kamerkę, snickersy i koszulki od Souunajs i heyah banana do Warszawki! Podróż minęła dość szybko. Gdy dotarłyśmy do Sound Garden Hotel, który jest naprawdę bardzo przyjaznym i ciekawym miejscem, okazało się, że tak naprawdę nie mamy nic. Zero scenariusza, zero przygotowania, total spontan, w sumie to kilka pytań i kilka nazwisk osób, do których chcemy dotrzeć. I z przygotowań to by było na tyle :)

Stanęłyśmy pod salą wykładu motywacyjnego i się zaczął lekki stresik. No bo co tu powiedzieć, gdy w głowie pustka ;) Drzwi się otworzyły, ale zdjęciom z uczestnikami wykładu nie było końca, a czekałyśmy aż wszyscy wyjdą. W końcu się udało wbić na salę! Na szczęście nie było się czego obawiać, bo Łukasz nas od razu poznał z niezastąpionego facebook-a. Na dobry początek dałyśmy Łukaszowi koszulkę z napisem Kielce jako pamiątkę. Choć nie wiem czy taki dobry, bo jego mina była bezcenna i jedno małe zdanie zbiło nas z tropu: "Ale wiecie, że ja jestem z Radomia!?" Hahahaha, no przecież! Kiedyś tam coś słyszałyśmy, ale przecież stereotypy trzeba łamać - stwierdziłyśmy wspólnie :) Dobiciem był drugi prezent: snickers, na którego Łukasz sam zareagował: "Cooo? Żebym nie gwiazdorzył??" I już było wesolutko! Fajnie, że niektórzy ludzie mają dystans do siebie i Łukasz należy do tej grupy.

Pośmialiśmy się i zaprosiliśmy Łukasza, aby po wywiadzie zszedł do nas do kawiarni. I tak też zrobił na szczęście, bo już myślałyśmy, że zwieje wyjściem ewakuacyjnym ;) Nie będę się rozpisywać co do tematu rozmowy, bo chyba nie chcecie czytać półgodzinnego dialogu. Powiem tylko, że Łukasz okazał się pozytywny, miły a przede wszystkim szalony w pozytywnym sensie. Po drugie pomógł nam, dał kilka wskazówek i okazał się naprawdę w porządku gościem. Ode mnie ma maksimum punktów za otwartość i naturalność.
Takim sposobem udało się spełnić jedno z marzeń, które opisywałam tu: Metamorfoza oraz rozpoczęłyśmy z Pauliną S. nowy projekt: Podróż za jeden uścisk, który ma na celu udowodnienie teorii 6 uściśnięć dłoni. Dwie pieczenie upieczone na jednym ogniu - to lubię!
Więcej do poczytania o naszej inicjatywie tu: Na okładkach ;) A tymczasem wszystkiego dobrego for you! P. S. Spełniajcie swoje marzenia i żyjcie na 100%!

wtorek, 17 września 2013

Co się działo na Blog Experts #3?

Jadąc na spotkanie Blog Experts do Krakowa szczerze przyznam, że nie byłam nastawiona w jakikolwiek sposób, ani negatywnie, ani pozytywnie. Nie myślałam o żadnych "fajerwerkach", ale nie zakładałam nudy - będzie co będzie. Po prostu pomyślałam, że odhaczę kolejne spotkanie, szkolenie, konferencję, totalny luz i spontan.

Do Krakowa dotarłam w bardzo miłym towarzystwie Grzegorza, który zajmuje się ekspedycjami m. in. do Kongo. To była bardzo inspirująca przejażdżka, dlatego już na wstępie miałam dobry humor i "worek energii". Ale początek spotkania Blog Experts nie zachwycił. Siadłam z Madzią w kawiarni i zaczęłyśmy wylewać żale na temat nie powiem jaki ;) Po chwili zorientowałyśmy się, że już się zaczęło i szybciorem ruszyłyśmy na salę kinową gdzie odbywały się wykłady.

Powiem Wam, że od początku poszło z grubej rury, gdyż jako pierwsza wystąpiła Monika Czaplicka, która prowadzi nawet swój hmmm ciekawy fanpage Wielbiciele boskiej Moniki Czaplickiej. Nie dość, że zna swoją wartość, to naprawdę jest pasjonatką tego co robi, więc ja ją kupuję w 100%, mój człowiek mogę rzec!
jest tak otwarta i pewna siebie, że przekonuje od razu. Prowadzi m. in. fantastyczny fanpage:


Następny ciekawy prelegent to Łukasz Węgrzyn, który pokazuje drugą stronę medalu, czyli co wolno i czego nie wolno od strony prawnej. To jeden z ciekawszych tematów - prawa autorskie itp. są tematem rzeką, nadużywanym wciąż przez Internautów. Łukasz jest tym spoiwem między dwoma odrębnymi światami - prostym językiem tłumaczy wszystkie zawiłe przepisy za co stokrotne dzięki.

Kolejnym gościem na Blog Experts był Troyann, który powiedział jakich rzeczy nie robić podczas współpracy z firmami, ale pokazał również dobre przykłady. Ludzie często współpracując na większą skalę zapominają o takich rzeczach jak podziękowanie, wysłanie relacji itp. Troyann zwrócił na to uwagę. Tu chciałam zauważyć jeszcze jedną rzecz. Otóż Maciek bardzo się stresował podczas prezentacji, ale podczas powiedział o tym, za co bardzo mu dziękuję. Pokazał, że jest  zwykłym człowieczkiem i wykazał się dużą odwagą. To było bardzo naturalne :)

Na koniec megazabawno-żałosnymi filmikami z youtube'a rozbawił nas KonradConrad, którego nie da się nie lubić :) To niesamowite z jakich głupot śmieją się ludziki na Zachodzie. Nie powiem, bo niektóre rzeczywiście były zabawne, ale żeby ileś mln subskrybentów miał serial zrobiony na podstawie gry komputerowej? Hmmmmmm, zadziwiające!


A teraz to co Piętka lubi najbardziej. Czyli integracjaw Pauza in Garden! :) Tu przyszła jakoś bezboleśnie, może dlatego, że blogerzy są raczej otwartą na świat grupą. Bardzo miło było Was wszystkich poznać, ale w pamięci utkwiły mi szczególnie dwie bardzo charakterystyczne persony: Piotr z Kocham gotować i Marcin z Muszkieter'a



Piotr to istny wulkan energii i pozytywista całą gębą, jego opowieść o jeździe na nartach po Alpach bez żadnego przygotowania rozbawiła nas do łez. Piotr powinieneś założyć kabaret! Uwielbiam takich pozytywnych ludzi, którzy wręcz zarażają energią, a przy tym są prawdziwi!


Za to Marcin to moje męskie odbicie w lustrze. Rozmawialiśmy około godziny i rzeczywiście mamy dużo wspólnego. Na każde zdanie Marcina mogłam przytaknąć z czystym sumieniem i podpisać się pod nim. Fajnie spotkać taką pokrewną duszę, która rozumie dokładnie o czym mówisz :)

Tak więc podsumowując:
- więcej takich spotkań - Konrad i Rita domagam się spotkania co pół roku!
- i więcej takich ludzi - z frekwencją nie było najgorzej, ale wydaje mi się, ze Ci których nie było powinni żałować.

Dzięki jeszcze raz i cieszę się, że mogłam być na Blog Expert #3!

piątek, 6 września 2013

Magiczne miejsce pełne inspiracji, czyli Instytut Designu pod lupą.

Kawa, szybkie śniadanie i do pracy! Tak wygląda wyjście z domu pracowników Instututu Designu w Kielcach. Spieszą się do pracy, by od 9:00 jak co dzień stworzyć dla mieszkańców coś nowego, kreatywnego. No bo czym zajmuje się instytut? To powstała niedawno, bo 1,5 roku temu instytucja mająca na celu pobudzenie chęci do działania, kreatywne myślenie oraz wykorzystanie zwykłych przedmiotów w niezwykły sposób. Jest w tym miejscu jakaś magia, czuć pozytywną energię, tym bardziej, że siedziba znajduje się na pięknym Wzgórzu Zamkowym.

Wchodząc do instytutu kreatywność widać gołym okiem - zamiast biurka wita nas fasolka (czyli recepcja ochrzczona tak przez zespół). Instytut ma 2 piętra, które kryją w sobie wiele zakamarków. Jest tu kilka pomieszczeń, które musieliśmy zwiedzić. Na przykład tworząca się dopiero biblioteka materiałów bardzo pomocna dla twórców designerskich. W miejscu o powierzchni 5 m2 znajduje się istna skarbnica wszelkiego rodzaju materiałów. To pierwsze takie miejsce w regionie, które umożliwia pomoc w wyborze surowców.

Ale Institut Designu to nie tylko ciekawy budynek, to przede wszystkim ludzie. Dziś miałam okazję porozmawiać z pracownikami instytutu. To grupa młodych, otwartych i  uśmiechniętych ludzi, którzy nie przejdą obok Ciebie obojętnie. Ich praca to bez wątpienia pasja. Dwoją się i troją, żeby nie tylko zachęcić ludzi do aktywności, ale również rozwijać się i tworzyć. Przez te kilkanaście miesięcy
wykonali kawał dobrej roboty i co ważne nie osiadają na laurach, stale się rozwijają. Dają możliwość nauczenia się wielu niesamowitych rzeczy, od warsztatów robienia naturalnych kosmetyków, przez kolację na powietrzu dla mieszkańców po dwudniowe spotkanie social mediowe, z którego nie
omieszkaliśmy skorzystać :).

Wiadomo jak każda instytucja publiczna boryka się z wieloma problemami, ale nie to jest najważniejsze. Problemy zawsze będą, ważni są ludzie, którzy tworzą klimat tego miejsca. Doceniam ich za konsekwencję, kreatywność i przede wszystkim otwartość i życzę wielu nowych pomysłów na przyszłość oraz zapału do ich realizacji. Instytut to obowiązkowa propozycja podczas zwiedzania Kielc, by naładować się energią i poznać Kielce z innej strony!


Link do wydarzenia "Zapraszamy do stołu":  https://www.facebook.com/events/159856307536035/?fref=ts
W sobotę 14 września zobaczymy się z ID w Krakowie na kolacji, ciekawe swoją drogą co Krakusy naszykują dobrego.... :) Zobaczymy, ciao!






Autorka prac: Lidia Anna Koczyba