niedziela, 31 marca 2013

Targi Pracy - niesamowite szkolenia zupełnie za free!

Targi Pracy organizowane przez Targi Kielce to chyba jedne z najliczniej odwiedzanych imprez przez Kielczan, poza studencką środą w Euforii - tam też są tłumy;).
A więc to duży pozytywny kram, bo:
- ludzie mogą bezpośrednio porozmawiać z pracodawcą, co jest ogromnym plusem
- każdy powinien złożyć kilkanaście aplikacji w ciągu kilku godzin, więc duża skuteczność działania
- przede wszystkim można skorzystać z wielu szkoleń oraz wykładów towarzyszących (choć szału nie było patrząc na ilość osób uczestniczących a szkoda).
I właśnie na takie spotkania wybrała się Piętka zgodnie z zasadą JAK DAJĄ TO TRZEBA BRAĆ :)  Szczególnie w pamięci pozostaną mi dwa wykłady:
1. Kolorowi ludzie
2. oraz opowieść Tadeusza Pęczka na temat rozmowy kwalifikacyjnej.

Pierwszy był wyjątkowo motywujący i odkrywczy a tym samym prosty i efektowny. Wskazywał jakim typem osobowości jesteśmy poprzez odpowiedź na kilka pytań. Ale to nie wszystko, każdemu typowi odpowiadał balonik w danym kolorze określającym charakter. Kwintesencją było odkrycie do której grupy ludzi należymy, by móc współgrać z innymi typami osobowościowymi. Bardzo przyjemnie spędzony czas, na pewno zapamiętam to szkolenie dłuuuuugo :)
Ale nic nie pobiło wystąpienia Pana Tadeusza Pęczka - jeżeli chcecie być świadomi na rynku pracy musicie kiedyś posłuchać tego człowieka. Opisując warunki pracy w EPRD pokazał słuchaczom, że nie tylko mobbing i wyzysk oraz marne pieniądze są standardem, ale że istnieją takie perełki jak właśnie jego firma, które inwestują w swoją kadrę. I tym wygrywają na rynku, bo przecież jak sam powiedział: "Ludzie są najważniejsi. Maszynę jak się zepsuje można naprawić, a jeśli człowiekowi się nie chce, to nic się nie poradzi choćby nie wiadomo jakie pieniądze mu się dało."
Nie będę zdradzać tego co mówił, bo to cenna i motywująca wiedza, niech to będzie zachęta do ruszenia się na wystąpienie, gdy padnie magiczne nazwisko Pęczek :)
Pomijając te wiedzę, można zgarnąć wiele gadżetów m. in. kochane przez wszystkich długopisy.



 Ciekawe miętuski z Urzędu Pracy:


Nietypowy notesik z portalu pracuj.pl:






czwartek, 21 marca 2013

MPO dla NGO - czyli o ciekawym szkoleniu CW

Kampania społeczna MPO dla NGO - do poczytania dla Was, co można kreatywnego zrobić ze śmieciarką :) 

"MPO stawia na komunikację zaangażowaną" - daję plusa autorowi za te słowa. Powiem więcej dziś miałam nawet okazję zastosować je w praktyce. Udało mi się dziś trafić na niezwykłe szkolenie zorganizowane przez Regionalne Centrum Wolontariatu i Studenckie Koła Naukowego Lider na moim wydziale UJK, wydziale Zarządzania.
Nazwa spotkania mówiła sama za siebie: "Młodzi nie mają pracy, firmy nie mają pracowników". I chwała, że wypowiadali się praktycy oraz osoby rekrutujące, bo słuchanie suchej teorii nie należy do moich ulubionych zajęć. Była to m. in. Pani Ewa Pióro, która na swoim blogu opisuje się tak: "Empatyczna - postrzegam świat oczami kandydatów o pracodawców, wspieram jednych i drugich w rozwoju." Wypowiedzieli się również Wicedyrektor WUP - Arkadiusz Piecyk, Lider Aktywności Obywatelskiej 2013 - Piotr Popiel oraz Marcin Walczak prezes Koła Naukowego Lider.
Nie będę się rozpisywać co się działo po kolei, ale powiem w skrócie, że pierwszą częścią był panel dyskusyjny. Tu prelegenci surowo, ale konkretnie wypowiedzieli się na temat jak postępować i jak absolutnie się nie zachowywać podczas rekrutacji oraz zakładania działalności gospodarczej. I nie była to sucha teoria, lecz raczej konkretne wskazówki. Studenci często nie posiadają podstawowej wiedzy jak się zachować w praktyce, co jest przerażające. Dlatego potrzeba takich spotkań jest ogromna. Szczególne trafne były wypowiedzi Pani Ewy Pióro, która nazwała rzeczy po imieniu i powiedziała jak jest naprawdę na rynku pracy.
Kolejnym, miło zaskakującym punktem programu, były warsztaty grupowe z wybranym przez siebie prelegentem. I tu można było przejść do sedna sprawy - otóż Centrum Wolontariatu w Kielcach pokusiło się, byśmy wydali swoją opinię na temat uczelni tzn.:
-co trzeba zmienić,
- jak my jako studenci widzimy zajęcia
- oraz jak to powinno wyglądać, byśmy po skończeniu studiów byli "dobrym towarem na rynku pracy".
Bardzo mnie to zaskoczyło w pozytywnym tego słowa znaczeniu, gdyż do tej pory raczej nikt się nie wsłuchiwał w głosy studentów, które krążyły tylko i wyłącznie w zamkniętym kręgu pomiędzy żakami. A tu nagle ktoś pyta co chcielibyśmy zmienić.  I nie tylko po to, by wiedzieć, ale by choć małą część wdrożyć w życie uczelni. To bardzo miłe zaskoczenie przynajmniej dla mnie, bo spostrzeżeniom nie było końca. W ciągu 5 minut pod okiem Ewy Pióro wymyśliłyśmy około dziesięciu pomysłów poprawiających jakość naszego kształcenia.
Mam tylko nadzieję, że nasz głos nie pójdzie w zapomnienie, lecz pomysły okażą się możliwe do wdrożenia i nikt nie zrezygnuje z ich realizacji w przedbiegu. Sama jestem zwolenniczką informowania i komunikacji, dlatego jeżeli tylko nadarzy się okazja, to z chęcią się przyłączę i mogę nawet poprowadzić warsztaty dla pierwszaków z "obycia na studiach". A co! :)
P. S. Zapraszam Was również do aktywności w Centrum Wolontariatu, które robi naprawdę wiele w mieście. Korzyści oczywiście obustronne, gdyż Wy możecie zdobyć jakże cenne doświadczenie, a Wasza praca jest dla nich bezcenna. Jak to mówią: Warto pomagać, bo dobro wraca, więc a sio na Zdrojową 19/1a kto jeszcze nie był! :)

środa, 20 marca 2013

Jak żyć, by biec i się nie potykać o innych - poradnik part 1


Moja teza: Dopiero gdy wyrwiesz się z pajęczyny, którą jest zadowalanie innych możesz spełnić się w 100%. Owszem trzeba mieć trochę serca i pomagać, ale spędzanie życia na zadowalaniu ludzi to marnotrawstwo czasu. Dlaczego?
  1. Stare, ale jakże aktualne porzekadło: nie da się zadowolić wszystkich! Więc po co robić dobrze ludziom, którzy i tak tego faktu nie docenią? Żeby to wykorzystali następnym razem?
  2. Możemy pomagać, ale tylko:
a.       Przyjaciołom (tu można bezinteresownie, a niech stracę ;)
b.      Znajomym (jeżeli mamy w tym interesik, czyli wiemy, że dana osoba się odwdzięczy kiedyś i nie będzie nadużywać naszej dobroci, czyli zgodnie z zasadą "coś za coś")
c.   Rodzinie (ale tylko wtedy jeśli nie wpływa to negatywnie na nasze codzienne życie i nie jest długookresowym poświęceniem, które zabiera nam energię i zapał)
  1. Po przeżyciu kilku kryzysów przekonasz się, że to jest Twoje życie. Ty decydujesz, Ty musisz podejmować decyzję i nikt za Ciebie tego nie zrobi, dlatego jeśli umiesz liczyć, to licz na siebie. A jeśli nie, to wróć! do podstawówki, bo nigdy nie jest za późno na naukę :P
  2. Po 99 - te: Nie dajcie się zwieść namowom rodziców co do wyboru zawodu, partnera, mieszkania, psa, autka itp. Nie musicie być stomatologiem, jeśli Wasi starzy są, a nie lubicie zaglądać komuś do gardła. To Wy będziecie żyć ze swoim lubym całe życie pod jednym dachem, więc musicie wybrać taką drugą połówkę (patrz partner a nie 0,5), która tylko Wam będzie odpowiadała, nawet gdy mamie się nasz facet nie podoba, bo sika na deskę ;) 
  3. Poza tym skrajności skutkują obstrukcją lub omdleniami: to tak jak z jedzeniem. Za dużo źle, za mało jeszcze gorzej. Więc nie przejedzcie się, ani nie zagubcie się w swoim żywocie. Amen!
Może to trochę okrutne co mówię, ale mogę się założyć, że 80% z Was zgadza się ze mną. Ja przeżyłam to na własnej skórze i wiem, że nie tędy droga, bo życie jest jedno i musimy wykorzystać każdą chwilę. Bądźmy decydentami własnej egzystencji i nie dajmy się zwieść namowom innych. Podsumowując: żyj tak, jakby każdy dzień miał być ostatnim! I przed podjęciem kolejnej próby zadowolenia innych skonsultuj się z Piętką lub psychologiem. Dobra koniec tych pouczeń typu "jak żyć", biorę się do roboty! :)
Kiedyś gdzieś podsłuchałam to proste i trafne powiedzonko, spodobało mi się, więc przywołuję :P

piątek, 15 marca 2013

Jak Kuba Bogu, czyli o kulturze ludzi starszych i nie tylko

Po ostatnich konfrontacjach z ludźmi starszymi (60+) naszła mnie pewna refleksja. Otóż okazało się, że ludzie starsi nie zachowują się kulturalnie wobec młodych. Co gorsza często patrzą z pogardą na "szczyli" i uważają, że nam się nic nie należy. Oczywiście nie chcę standaryzować, bo bardzo tego nie lubię, ale niestety taka jest rzeczywistość. Jako starsi powinni być niby mądrzejsi, a często tak nie jest. Dla przykładu podam dwie sytuację:
1. Stałam w kolejce w przychodni (ogonek jak się masz 15 metrowy), za mną stoi "Pani". 100 kg żywej wagi, typowa babcia autobusowa, zawsze ma coś do powiedzenia, wiecie o co mi chodzi :) W sumie ciężko to było w ogóle nazwać staniem, bo się wierciła jak szalona, chcąc wepchać się przede mnie. Oczywiście wyczułam od razu co się święci i przyjęłam odpowiednią pozycję zasłaniając całe przejście w drzwiach, w których stałam. Pani nie omieszkała skomentować, że: "Ojej ojej, jaki tłum kto gdzie stoi, kto gdzie stoi? Jaki burdel!". Niestety komentarze nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenia i nawet nie drgnęłam choć łokieć już mnie atakował od tylca. Gdy byłam druga w kolejce spojrzałam na nią i już widziałam jak jej się oczy świecą jak 5 zł i jest prawie przede mną szykując się do biegu do okienka. I co? Rzeczywiście tak było. Tylko osoba przede mną zdążyła odejść, a tu CAP przede mnie!!! Jak się wkurzyłam!!! Ciśnienie 180, więc na pełnym wkur..... podchodzę i z delikatnowsuwnym łokciem przed nią, spojrzenie śmierci nr 2 i grzecznie choć stanowczo mówię: "Przepraszam, ale ja byłam przed Panią przecież!" Spojrzała spod byka i zaczyna jakieś drętwe gadki na zasadzie: "Bo to nie wiadomo gdzie się stoi, ble ble ble." Aczkolwiek tym razem jakimś cudem w walce o kolejkę wygrałam. Pewnie jeśli spotkam ją gdzieś jeszcze, to mi nogę podłoży, bo patrzyła na mnie jakby chciała mnie laserem z oczu zabić!
Sytuacja nr 2. Pewna Pani (kolejna typu "wszystko mi się należy") zaczęła na moich oczach wymuszać na młodym chłopaku profity. Robiła to tak bezczelnie, że aż mi było wstyd za nią. Oczywiście młodzieniec spalił cegłę i w końcu uległ, bo żadne argumenty przeciw do szanownej pani nie przemawiały. Po wyjściu zwróciłam uwagę starszej pani. Co gorsza nie zrozumiała o co mi chodzi, obraziła się, że jak to tak można, jeśli jej się należy (a w rzeczywistości się nie należało) i stwierdziła, że nie mam racji oraz że chłopak jest młody i się nie zna! I tu przegięła. Bo używanie mózgu, kultura i obycie życiowe powinno się stosować na co dzień. Co lepsze wiedza też nie należy od wieku. Można siedzieć całe życie na fotelu z Mocnym Fullem, a można w wieku 20 lat otworzyć dobrze prosperującą firmę. Rozejrzyjcie się dookoła: ja widzę nawet wokół siebie osoby, które czasem gdy coś mówię nie wiedzą o co chodzi, a to takie codzienne sprawy tylko. 
Nie mam nic do ludzi starszych, ale moim skromnym zdaniem kultura nie powinna być zależna od ilości wiosen na koncie. Tak samo młody jak i stary powinien przeprosić jak przechodzi np. w autobusie a nie przepychać się i wgniatać w siedzenia. A nóż ktoś ma jajka i się stłuką :) Inną sprawą jest też zachowanie ludzi młodych, bo u co poniektórych zostawia wiele do życzenia, ale tak jak mówiłam wcześniej KULTURA NIE ZALEŻY OD WIEKU. AMEN!

wtorek, 12 marca 2013

Ciekawe staże, praktyki - sezon uważam za otwarty.

Studzienty! (jak to mówił jeden z moich wykładowców) właśnie rusza sezon na ogólnopolskie programy staży i praktyk. Dlaczego o tym piszę? Bo to ogromna szansa dla młodych ludzi, którzy nie mają jeszcze żadnego doświadczenia zawodowego albo pragną zmienić pracę na lepszą. Nie będę owijać w bawełnę - nic za darmo nie ma, trzeba się wykazać żeby się dostać np. do Siemensa czy do TVN - u, ale uwierzcie mi, że warto. Dlatego lenie, jeżeli to czytacie, to możecie już zamknąć okienko, bo to nic dla Was :P Tu trzeba CHCIEĆ!!!! A dużo nie wymagają, zazwyczaj wystarczy napisać jakiś case, rozwiązać jakieś zadanie lub wykazać się kreatywnością.
Poniżej przedstawiam kilka ciekawych pozycji (podkreślam płatnych staży), które macie możliwość zdobyć własnymi siłami:
1. Jubileuszowa 10 Edycja Programu Kariera
2. Chyba najbardziej znany Grasz o staż
3. Coś dla miłośników $ Program Stażowy - UNICHALLENGE 2011/2013
4. Tylko dla Śląska Kariera na start
5. Programy Alior Banku  np. Akademia Alior
6. Branża IT w stolicy Letnia Akademia Talentów
7. Dla studentów kierunków technicznych Program Młodych Talentów
8. A ten już się zakończył w tym roku, ale macie na przyszłość Staże w Instytucjach Kultury

i perełka, bo na rynku lokalnym:
9. Grono Targowe Kielce Edukacja Dla Rynku Pracy

To tylko niektóre z pozycji, bo wszystkich nie jestem w stanie wymienić. I nie marudzić, że pracy nie ma! Wysyłając tysiące CV z ogłoszeń raczej ciężko cokolwiek znaleźć, a tu macie szansę i to dość dużą na zdobycie fajnej pracy w ciekawych i konkretnych firmach, gdzie nie płacą 1000 zł. Do roboty! :D

czwartek, 7 marca 2013

Świat oszalał - napad na kieleckie pandy!!!

Nie wierzę!!!! Świat oszalał!!! Historia oparta na faktach napisana przez życie!
 Jakiś barbarzyńca psychol chciał ukraść głowę jednej ze słynnych kieleckich pand. Dokładniej? Już opisuję. Szła sobie persona przebrana za pandę (tak, to tylko przebranie :D) krocząc żwawym krokiem przez IX Wieków, gdy nagle z samochodu marki niewiadomej wyskoczył dres i zabrał naszemu zwierzaczkowi głowę. Postawił ją na masce i nagle zauważył błyskotliwie, że ktoś prawie z niego wjechał, więc dał sobie spokój z głową i wsiadł do auta odjeżdżając z prędkością światła, a wielki ryjek pandzi potoczył się niczym manna na pustyni po jezdni. Całe zajście trwało sekundy, a skutki katastrofalne. Głowa mokra, głowa brudna, wszystko uciapane!!!! Nie do pomyślunku co by się stało gdyby spowodował wypadek. Widać, że chłopak lubi adrenalinę, tym bardziej, że za porwanie ściętej głowy pandy, która jest pod ochroną kara byłaby baaardzo sroga. To karygodne zachowanie należało opisać i życzymy nieszanownemu dresowi, aby siadł na kaktus, albo żeby go w klatce zamknęli!

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie - na skazanie! Szukamy chojraka!

Na koniec mam piosenkę, której refren dedykuję złodziejaszkowi: http://www.youtube.com/watch?v=Qg7jA-H-jMo&list=FLAc3PumnWqU8fr057n7a68w&shuffle=30320



środa, 6 marca 2013

Pokonać swój największy strach - możliwe!!!!

Jak zareagowalibyście dostając sms-a następującej treści? "Żyję! Czaisz? Nie zemdlałam! Przezwyciężyłam swój największy strach! Już się niczego nie boję! :D:D:D boże co za przeżycie!!"
Właśnie wyszłam od dentysty i takie wiadomości otrzymali moi przyjaciele! Wiem, wiem to dziwne, ale niestety ja należę, a raczej należałam do osób, dla których dentysta = śmierć, dead, apokalipsa, coś najgorszego na świecie!!! Może to brzmi dziwnie z ust prawie 30 latki :), ale naprawdę to była największa trauma mojego życia. 
Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu w podstawówce. Do dziś czuję smak tej substancji płynno-czyszczącej, którą kazali nam myć zęby raz w miesiącu. Pamiętam ten smak jak dziś i nawet nie chcę wiedzieć co to za płyn! Ale to nie było najgorsze moje doświadczenie z "sadystą". To była rozgrzewka.
Również w podstawówce miałam problem, gdyż zaczęły mi rosnąć podwójne ząbki na dole (TAK TO MOŻLIWE). Nie pamiętam, ale moja intuicja mi podpowiada, że od tego się rozpoczęła moja przygoda. Rwanie na żywca bez znieczulenia dwóch zębów naraz małej nieświadomej dziewczynce w latach 90-tych to było coś!
I potem poszło z górki, a raczej pod górkę: W gimnazjum poszłam do dentysty, oczywiście bez znieczulenia miałam leczonego ząbka i co? Wtedy pierwszy raz zasłabłam i co gorsza zwymiotowałam po wyjściu z gabinetu.... jakiś kosmos!!!! 
Potem było już tylko zapisywanie się i ucieczka, zapisywanie się i ucieczka. Kilka razy nawet odważyłam się siąść na fotelu, ale od razu miałam zawroty, więc uciekałam gdzie pieprz rośnie. Kiedyś dentystka wsadziła tzw. trutkę do dość zniszczonego zęba - nie minęła minuta i od razu ją wyjęła, bo ból był nie do zniesienia! Standardowo omdlenie, nogi do góry, woda z glukozą. Sama bała się chyba bardziej niż ja, bo powiedziała, że nie będzie mnie leczyć i dzwoniła do mnie po dotarciu do domu czy przeżyłam.
I tak bez końca. Potem nabawiłam się jeszcze większej traumy: poszłam wyrwać zęba i nie dość, że stomatolog olał moje zapewnienia, że zemdleję, to jeszcze wydarł się na mnie, więc bez ryku i gwiazdek w głowie się nie obyło. Co lepsze wykonał źle swoje zadanie, bo przez pół roku ujawniała się jakaś drobna cześć wyrwanego zęba, więc było ciekawie. Moja trauma zamiast się zmniejszyć osiągnęła apogeum!
Ale nie poddawałam się, choć scenariusz się cały czas powtarzał. Myślałam nawet o leczeniu pod narkozą, ale i tak idąc tylko na przegląd miałam kolejny atak strachu.... Aż do momentu kiedy postanowiłam, że tak być nie może, muszę ten strach kiedyś przełamać! Przechodziłam obok jakiegoś gabinetu i podkusiło mnie, by spisać numer. I zadzwoniłam umówić się na wizytę. Przyszłam i nie wiem czy to widok młodej przy okazji bardzo ładnej Pani dentystki mnie tak zaszokował, czy to, że mnie wysłuchała i była naprawdę miła pomogło, ale dostałam znieczulenie i po kilkunastu minutach ząbek był gotowy. Ja naprawdę nie wiedziałam, że jak się zaaplikuje znieczulenie to leczenie nie boli! To był dla mnie szok, jakbym minimum jakąś nową planetę odkryła. Oczywiście nie był to najprzyjemniejszy zabieg na świecie, ale nie ma porównania z poprzednimi wizytami, gdzie płacz i histeria były standardem po zajęciu fotela. Co lepsza, wstałam i wyszłam o swoich siłach i nawet raz mi się w głowie nie zakręciło, wierzycie?
Poczułam się jakbym zdobyła Mount Everest, jechała z prędkością światła czy okrążyła świat! Niektórym może to wydawać się śmieszne, ale jeżeli sami tego nie przeżyliście, to nie zrozumiecie. W każdym bądź razie z czystym sumieniem może powiedzieć, że przezwyciężyłam swój największy strach życiowy i mogę góry przenosić i konie kraść:) Już się niczego nie boję!!!! Mogę skakać na bungee, bić się w samoobronie, podejmować wszelkie trudne wyzwania, mieszkać sama do końca życia, ale dentysty się już nie boję ;) 
Także wszyscy bojący się stomatologa jedna rada - musicie trafić na dobrego specjalistę, który Wam podpasuje i przede wszystkim CHCIEĆ przezwyciężyć swoją słabość. 
Przy okazji chciałam złożyć deklarację, by dodać sobie motywacji: TADAM, TADAM! Obiecuję sobie, że do końca 2013 roku założę sobie aparacik na zęby i jeżeli tego nie zrobię, to kończę działalność bloga! Jak bum cyk cyk! To tak w ramach samodyscypliny :) Miłej nocki pucharowej, ciao!

niedziela, 3 marca 2013

Monodramat "Gracz" - Michał Pustuła w 10 osobach nieboskich

Gdzieś na "pustkowiu Kielc" w magicznym miejscu, jakim jest Baza Zbożowa co jakiś czas dzieją się rzeczy nieprzeciętne. W czarnym jak węgiel pomieszczeniu powierzchni około 20 m2 swoje sztuki odgrywa co jakiś czas teatr Ecce Homo. To niesamowite, że od kilku lat nazwa Ecce Homo przewijała się gdzieś ukradkiem usłyszana w gąszczu informacji, a dopiero teraz i to zupełnie przypadkiem zobaczyłam co za cuda są tam tworzone. 
Pierwszy raz miałam okazję obejrzeć monodramat "Gracz" podczas Festiwalu Charytatywnego "Na zdrowie" w Poodrze. Prawdę mówiąc przyszłam skontrolować co w trawie piszczy, gdyż byłam współorganizatorką i poczuwam się do obowiązku by być  na swoich wydarzeniach, ale po kilku minutach całe otoczenie zniknęło.... Widziałam tylko aktora, a raczej kilka postaci, które odgrywane były przez jednego Michała Pustułę. W swoim 26 letnim życiu miałam okazję obejrzeć kilka sztuk teatralnych, ale ta wywarła na mnie zdecydowanie największe wrażenie. Świat przestał istnieć, wylogowałam się na 45 minut, które minęło w mgnieniu oka i oddałam się chwili. To było niesamowite przeżycie! Wszystko tak naprawdę dzięki grze aktorskiej wyżej wymienionego wspaniałego aktora. Przekazał 100% emocji i co najważniejsze zbudował całą scenerię, bohaterów oraz otoczenie tak, że można było poczuć jak gdyby sztukę grało 10 aktorów. Wielkie gratulacje, chylę czoła za zdolności aktorskie. 
Po powrocie do domu zapoznałam się z "rozkładem jazdy" teatru i nie omieszkałam wybrać się znów na "Gracza" 1 marca. Na "scenie" (jeżeli można to tak nazwać) monodramat wydawał się jeszcze ciekawszy i magiczny. Samo miejsce i inne aspekty techniczne czy architektoniczne może nie dorównują pięknej Filharmonii Świętokrzyskiej, ale to jest najmniej ważne, bo tam po prostu dzieje się sztuka aktorami! Pełen profesjonalizm. Teatr ma w sobie coś dzikiego, psychicznego i wyciętego z rzeczywistości. Wychodząc ze sztuki głowa jest przepełniona egzystencjonalnymi myślami. To rodzaj psychologicznego orgazmu, który zmusza do przemyśleń. Niesamowite!
Przy okazji Gracza miałam także okazję zapoznać się z kolejną sztuką - "Persona" - która była równie ciekawa i zaskakująca. Dziś także się wybieram do Bazy Zbozowej. Nie dlatego, że gościem  ma być Jan Nowicki, który wsparł teatr finansowo i przyjechał wręczyć czek, ale po to by zobaczyć kolejne dzieła teatru.
Tak stałam się ogromną fanką Ecce Homo i gorąco Wam polecam byście zobaczyli jakich osiągnięć dokonali i jestem w 100% pewna, że dokonają w przyszłości. Co ważne wszystkie spektakle są zupełnie za darmo, więc wystarczą tylko chęci. 
Podsumowując smutnym jest, że Kielczanie nie wiedzą jak dużo jest możliwości spędzenia ciekawie i wyjątkowo wolnego czasu w Kielcach. Niektórzy potrafią tylko narzekać, że nic się nie dzieje, a wystarczy tylko odrobinę zainteresowania, by dostrzec regionalną perłę, jaką zdecydowanie jest teatr Ecce Homo. Polecam z całego serca!
Projekt: Agnieszka Filiowska