Jak zareagowalibyście dostając sms-a następującej treści? "Żyję! Czaisz? Nie zemdlałam! Przezwyciężyłam swój największy strach! Już się niczego nie boję! :D:D:D boże co za przeżycie!!"
Właśnie wyszłam od dentysty i takie wiadomości otrzymali moi przyjaciele! Wiem, wiem to dziwne, ale niestety ja należę, a raczej należałam do osób, dla których dentysta = śmierć, dead, apokalipsa, coś najgorszego na świecie!!! Może to brzmi dziwnie z ust prawie 30 latki :), ale naprawdę to była największa trauma mojego życia.
Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu w podstawówce. Do dziś czuję smak tej substancji płynno-czyszczącej, którą kazali nam myć zęby raz w miesiącu. Pamiętam ten smak jak dziś i nawet nie chcę wiedzieć co to za płyn! Ale to nie było najgorsze moje doświadczenie z "sadystą". To była rozgrzewka.
Również w podstawówce miałam problem, gdyż zaczęły mi rosnąć podwójne ząbki na dole (TAK TO MOŻLIWE). Nie pamiętam, ale moja intuicja mi podpowiada, że od tego się rozpoczęła moja przygoda. Rwanie na żywca bez znieczulenia dwóch zębów naraz małej nieświadomej dziewczynce w latach 90-tych to było coś!
I potem poszło z górki, a raczej pod górkę: W gimnazjum poszłam do dentysty, oczywiście bez znieczulenia miałam leczonego ząbka i co? Wtedy pierwszy raz zasłabłam i co gorsza zwymiotowałam po wyjściu z gabinetu.... jakiś kosmos!!!!
Potem było już tylko zapisywanie się i ucieczka, zapisywanie się i ucieczka. Kilka razy nawet odważyłam się siąść na fotelu, ale od razu miałam zawroty, więc uciekałam gdzie pieprz rośnie. Kiedyś dentystka wsadziła tzw. trutkę do dość zniszczonego zęba - nie minęła minuta i od razu ją wyjęła, bo ból był nie do zniesienia! Standardowo omdlenie, nogi do góry, woda z glukozą. Sama bała się chyba bardziej niż ja, bo powiedziała, że nie będzie mnie leczyć i dzwoniła do mnie po dotarciu do domu czy przeżyłam.
I tak bez końca. Potem nabawiłam się jeszcze większej traumy: poszłam wyrwać zęba i nie dość, że stomatolog olał moje zapewnienia, że zemdleję, to jeszcze wydarł się na mnie, więc bez ryku i gwiazdek w głowie się nie obyło. Co lepsze wykonał źle swoje zadanie, bo przez pół roku ujawniała się jakaś drobna cześć wyrwanego zęba, więc było ciekawie. Moja trauma zamiast się zmniejszyć osiągnęła apogeum!
Ale nie poddawałam się, choć scenariusz się cały czas powtarzał. Myślałam nawet o leczeniu pod narkozą, ale i tak idąc tylko na przegląd miałam kolejny atak strachu.... Aż do momentu kiedy postanowiłam, że tak być nie może, muszę ten strach kiedyś przełamać! Przechodziłam obok jakiegoś gabinetu i podkusiło mnie, by spisać numer. I zadzwoniłam umówić się na wizytę. Przyszłam i nie wiem czy to widok młodej przy okazji bardzo ładnej Pani dentystki mnie tak zaszokował, czy to, że mnie wysłuchała i była naprawdę miła pomogło, ale dostałam znieczulenie i po kilkunastu minutach ząbek był gotowy. Ja naprawdę nie wiedziałam, że jak się zaaplikuje znieczulenie to leczenie nie boli! To był dla mnie szok, jakbym minimum jakąś nową planetę odkryła. Oczywiście nie był to najprzyjemniejszy zabieg na świecie, ale nie ma porównania z poprzednimi wizytami, gdzie płacz i histeria były standardem po zajęciu fotela. Co lepsza, wstałam i wyszłam o swoich siłach i nawet raz mi się w głowie nie zakręciło, wierzycie?
Poczułam się jakbym zdobyła Mount Everest, jechała z prędkością światła czy okrążyła świat! Niektórym może to wydawać się śmieszne, ale jeżeli sami tego nie przeżyliście, to nie zrozumiecie. W każdym bądź razie z czystym sumieniem może powiedzieć, że przezwyciężyłam swój największy strach życiowy i mogę góry przenosić i konie kraść:) Już się niczego nie boję!!!! Mogę skakać na bungee, bić się w samoobronie, podejmować wszelkie trudne wyzwania, mieszkać sama do końca życia, ale dentysty się już nie boję ;)
Także wszyscy bojący się stomatologa jedna rada - musicie trafić na dobrego specjalistę, który Wam podpasuje i przede wszystkim CHCIEĆ przezwyciężyć swoją słabość.
Przy okazji chciałam złożyć deklarację, by dodać sobie motywacji: TADAM, TADAM! Obiecuję sobie, że do końca 2013 roku założę sobie aparacik na zęby i jeżeli tego nie zrobię, to kończę działalność bloga! Jak bum cyk cyk! To tak w ramach samodyscypliny :) Miłej nocki pucharowej, ciao!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz