poniedziałek, 13 maja 2013

Stworzona do podróżowania.... - relacja z tripu do stolicy

Uwielbiam wyjeżdżać z Kielc - nie dlatego, że mam dość tego miasta, ale trzeba od czasu do czasu zobaczyć coś nowego. Moje podróże zawsze są nietuzinkowe i z przygodami. Powiedziałabym nawet, że z dużymi przygodami - zaskakujące jak jajko niespodzianka :)
Otóż nigdy nie mogę po prostu wsiąść i jechać, bo a to się pociąg opóźni, a to się wywalę biegnąc na zabicie lub bomba atomowa w postaci deszczu mnie zaatakuje. Ale to kwestia przyzwyczajenia. Tak naprawdę to kilka lat temu bardzo się wściekałam i żyłka chciała mi pęknąć, ale z czasem śmieję się z tego, bo nic innego mi nie pozostało.
Podejrzewam, że moje podróżowanie z przygodami wynika ze spontaniczności. Teraz i tak już jakoś wcześniej planuję podróż, ale często zdarzało mi się wsiąść godzinę po decyzji tylko ze szczoteczką i parą gaci :D Ale ta spontaniczność dodaje pikanterii moim wyjazdom i jeszcze chyba nigdy zdarzyło mi się, że byłam niezadowolona czy zawiedziona.
W ten weekend wybrałam się na spotkanie organizatorek Wenusjanek do Warszawy. Pomijam fakt, że dzień wcześniej wróciłam z urodzin kolegi o 2:00 i wstałam o 5:00 - też nie wiem jak to zrobiłam, ale mój stan umysłu nie był za dobry, w sumie to był beznadziejny. Ale mniejsza z tym. Stwierdziłam, że pojadę blablacarem (wejdźcie na stronę i obczajcie), ale po pół h stania na zimnie i czekania na zbawienie, które nie raczyło przyjechać, stwierdziłam, że jedyne czego potrzebuję to ŁÓŻKO! Więc tak przeszłam na przystanek 2 km :/ i udałam się lulu. Ale sms od koleżanki, że o 9:00 jest PKS zerwał mnie na równe nogi i taxa taxa, zdążyłam w ostatnim momencie! Oczywiście 3/4 drogi do stolicy przespałam.
Jak na złość autobus się opóźnił i byłam jakieś pół h później, wszyscy na mnie czekają a ja nawet nie wiem, w którą stronę iść. Na szczęście jak w każdym mieście sklepikarze z dworca okazali się świetnymi przewodnikami i udało mi się dotrzeć do Centrum. Kilka telefonów i dotarłam do celu.
Spotkanie organizatorów Wenusjanek, na które przyjechałam to był istny mix osobowości. Każdy ma coś do zaoferowania, każdy jest w czymś dobry. Uwielbiam przebywać wśród takich ludzi - otwarte umysły, kreatywność, indywidualizm. Cud, miód i orzeszki. Cieszę się, że mogłam poznać nowych ludzi no i miło spędzić czas.
Ale wiedza wiedzą, a tu mieszkanko czeka. Wieczorek integracyjny bardzo sympatyczny w fajnym gronie rozbujał się na całego, burza mózgów, nowe pomysły itp. Ja oczywiście ubzdurałam sobie, że muszę wracać do Kielc o 23:00 i żadna siła nie była mnie w stanie od tego pomysłu odwieść, więc zebrałam się w sekundzie i dawaj na dworzec!
Podróż  na drugi koniec Warszawy był jak wyścig  z czasem, Pan taksówkarz zawstydził Chucka Norrisa :) Zdążyłam przed samym odjazdem! Więcej grzechów nie pamiętam, gdyż obudziło mnie zawiadomienie z głośnika: KIELCE!!!!
W szoku wstałam i zerwałam się z siedzenia. Troszkę zaćmiona, zmarznięta i nieświadoma miałam jeszcze siłę, by zmusić kolegę, który wracał z miasta, by mnie zgarnął. I takim sposobem udało mi się dotrzeć do domku. Wrażeń nie miara, energia na najbliższy czas doładowana na full! Dlatego polecam serdecznie na weekend wyrwać się z miasta i zrobić coś totalnie odjazdowego.  I nie planujcie, bo i tak może się nie udać zrealizować :)
P. S. Nie udało mi się zrobić fotorelacji w Wawy, ale co się odwlece to nie uciece!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz